Tiger Woods bez wątpienia jest jednym z najbardziej uhonorowanych golfistów w Stanach Zjednoczonych. Niestety ma też na koncie rozliczne skandale obyczajowe, w tym niesławną seks-aferę, przez którą stracił prestiż i setki milionów dolarów. W 2017 roku został z kolei zatrzymany za jazdę pod wpływem środków odurzających.
W pewnym momencie Tiger Woods postanowił jednak zmienić swoje życie i zamiast pakować się w kolejne kłopoty, po prostu skupił się na golfie. Z dala od czołówek mediów pozasportowych udało mu się utrzymać przez ponad 3 lata, jednak teraz znów mówi o nim cały świat. Tym razem nie chodzi jednak o narkotyki czy kolejne kochanki.
Jak informują amerykańskie portale informacyjne, Tiger Woods brał udział w poważnym wypadku samochodowym. Do zdarzenia doszło na granicy miejscowości Rolling Hills Estates i Rancho Palos Verdes niedaleko Los Angeles. Jego auto wypadło z drogi z dużą prędkością i dachowało przez kilkaset metrów. W wyniku wypadku sportowiec ma połamane obie nogi i zmiażdżoną kostkę.
Jak donoszą media, luksusowe auto Genesis GV80 należące do Woodsa było tak zniszczone, że konieczne było uwolnienie go przez strażaków. Nie było to jednak łatwe zadanie i trzeba było pociąć karoserię, aby go wydostać. Doniesienia potwierdził już szeryf Alex Villanueva, który wskazuje, że prawdopodobną przyczyną wypadku było znaczne przekroczenie prędkości. Na wspomnianej drodze obowiązywało ograniczenie do 70km/h, a wypadek wskazuje na przekroczenie prędkości "co najmniej dwukrotnie".
Jak twierdzi TMZ, na sytuację mogły mieć też wpływ nerwy, bo wcześniej sportowiec miał się pokłócić z reżyserem projektu, w którym brał udział. Spod hotelu miał odjechać z piskiem opon. Warto jednak wspomnieć, że na razie szeryf twierdzi, że nic nie wskazuje na to, aby golfista był wtedy pod wpływem alkoholu czy narkotyków.
Ma szczęście, że żyje - skwitował jedynie w krótkiej rozmowie z mediami.
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!