Pijacka przejażdżka Beaty K. wstrząsnęła opinią publiczną. 1 września około godziny 20:00 popularna piosenkarka została zatrzymana przez policję na warszawskim Mokotowie. Jak się później okazało, w chwili prowadzenia pojazdu miała ponad 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Świadkowie wydarzenia relacjonują, że 61-latka jechała slalomem dwoma pasami jezdni.
Informacja szturmem wzięła media społecznościowe. Po kilku godzinach milczenia Beata K. wydała oświadczenie, w którym oznajmiła, że bardzo wstydzi się tego, co zrobiła i że poniesie konsekwencje swoich czynów.
Jak donosi Fakt, nie był to jednak pierwszy incydent drogowy piosenkarki. W 2001 roku Beata K. wjechała w jadącą z naprzeciwka taksówkę. Wydarzyło się to w Lublinie, pół kilometra od jej domu. Wtedy przyczyną wypadku były ciężkie warunki drogowe: śnieg ograniczający widoczność i oblodzona nawierzchnia drogi.
Niestety, choć Beata K. nie odniosła wtedy obrażeń, szczęścia nie miał kierowca drugiego auta. Głowę mężczyzny rozcięły odłamki szkła. W międzyczasie Beata K. pojechała z mężem do domu, by wziąć dowód rejestracyjny. Kiedy po powrocie policja zrobiła piosenkarce test alkomatem, ten wykazał 0,27 promila alkoholu. Jak mówił później w sądzie jej ówczesny mąż, Andrzej Pietras, po powrocie do domu podał roztrzęsionej żonie lampkę koniaku, bo ta nie mogła znaleźć leków uspokajających.
Ostatecznie za bycie sprawcą stłuczki i jazdę bez dokumentów Beata K. dostała grzywnę w wysokości 600 zł.
Wpadlibyście na pomysł, by przy kolizji drogowej ukoić nerwy alkoholem?