Tuż przed Wigilią policja wkroczyła do dawnej Zatoki Sztuki, niesławnego sopockiego klubu, w którym bywali i celebryci. Już mówi się, że ma to związek z zaginięciem Iwony Wieczorek, do którego doszło w lipcu 2010 roku.
Jednocześnie rozpracowywany jest wątek Pawła P., kolegi Iwony, który bawił się z nią feralnej lipcowej nocy. Mężczyzna w połowie grudnia usłyszał zarzuty m.in. ukrywania dowodów w sprawie, chociaż Krzysztof Rutkowski twierdzi, że nie należy się na tym etapie spodziewać czegoś nowego: Krzysztof Rutkowski komentuje sprawę zaginięcia Iwony Wieczorek: "ABSURDEM jest mówienie w tej chwili, że nastąpił przełom"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rutkowski jest też istotną osobą w śledztwie, bo już od 2010 roku zaangażował się w poszukiwania dziewczyny. O pomoc poprosił go właśnie Paweł P., co opisał w swojej książce "Co się stało z Iwoną Wieczorek" Janusz Szostak: Sprawa Iwony Wieczorek: to Paweł P. ściągnął Krzysztofa Rutkowskiego! Detektyw wspomina: "CHCIAŁ WSZĘDZIE BYĆ"
Owszem, Paweł P. bardzo angażował się w poszukiwania 19-latki, ale - jak wynika z zeznań Rutkowskiego - do czasu. Detektyw opisał, że gdy w Trójmieście zorganizowano marsz zadumy poświęcony pamięci Iwony, mężczyzny na nim nie było. Zdaniem matki Wieczorek, Paweł P. miał zorganizować wtedy... grilla. Mało tego, Rutkowski pozwolił sobie jeszcze na pewien wybieg, by wybadać wówczas nastawienie Pawła:
Kiedy był marsz, ja w wywiadzie dla jednej z telewizji powiedziałem zdanie, że "sprawca może brać udział w marszu, może brać udział w poszukiwaniu Iwony". On [Paweł - przyp. red.] do tej chwili zawsze mi pomagał w poszukiwaniach, był blisko mnie. Na moje pytanie, czy będzie nadal mi pomagał w poszukiwaniach, powiedział, że nie. Był natomiast na marszu i słyszał mój wywiad. Ten fakt bardzo mnie zdziwił, że nie będzie go na miejscu razem z nami - tak zeznawał Rutkowski. Powiedział, że matka go do czegoś potrzebuje. Natomiast od matki Iwony Wieczorek dowiedziałem się, że organizował tego dnia grilla i był dziwnie wyluzowany, gdzie w sytuacji, gdy marsz jest marszem zadumy, on w swojej rozmowie użył stwierdzenia, że na grilla "będą potrzebne dwie dziewczyny" czy też "dwie du*y".
Rutkowski zastosował jeszcze blef: powiedział Pawłowi P., że w Sztokholmie znalazł się świadek, który "widział zdarzenie". Detektyw opisał policji, że szczególnie ta informacja spowodowała zmianę zachowania P.
Od tego momentu Paweł bardzo intensywnie zaczął do mnie dzwonić, wypytując się, kto, co i jak. Ja odpowiedziałem bardzo wymijająco, starałem się nie zrywać kontaktu z nim, gdyż wyczułem, że ten kontakt jest mi potrzebny do konkretnej rozmowy, którą z nim przeprowadzę, aby uzyskać informację, czy ma jakiś związek z zaginięciem Iwony - mówił Rutkowski cytowany przez Szostaka. Wielokrotnie do mnie telefonował, ja nie odbierałem od niego telefonów, co nasiliło kolejne telefony. Odnoszę wrażenie, że tą częstotliwością kontaktów i pytaniami chce uzyskać ode mnie najwięcej szczegółów i informacji. Chce uzyskać ich nawet więcej niż sama matka. (...) Paweł mówił do mnie, że zostanie zatrzymany, że jest podejrzewany przez policję. Ja mu odpowiadałem, że skoro nic nie zrobił, to nie ma się czego bać. Miałem wrażenie, że on się czegoś boi.