Rozstanie Agnieszki Kaczorowskiej i Macieja Peli wciąż pozostaje nośnym medialnie tematem. Tym razem tancerz wybrał się do porannego programu Kanału Zero, gdzie uciął sobie przyjacielską pogawędkę z Tomaszem Kammelem i Tede. Wszystko na chwilę po tym, jak branżowe portale obiegły wieści o kolejnym wyznaniu Agnieszki.
Kammel do Peli: "Co się stało w tej dżungli?". Tak odpowiedział
Podczas kilkunastominutowej rozmowy Maciej Pela i prowadzący "Pobudki!" omówili kilka wątków, które są obecnie obiektem wzmożonego zainteresowania. Tancerz poruszył m.in. temat dzieci, a dokładnie tego, jak on i Agnieszka rozwiązali kwestię opieki nad nimi.
Dzieci mamy w takiej opiece naprzemiennej pół na pół i mam nadzieję, że tak zostanie. Na ten czas rozstania, rozwodu i uporządkowania wszystkich spraw zdecydowaliśmy się na tzw. "model opieki gniazdowej" - przyznał. To tylko na ten czas najtrudniejszy, żeby dzieciom robić jak najmniej zmian, to po prostu co tydzień walizeczka i "dzida", nie ma mnie, tak samo jej.
Zobacz także: TYLKO NA PUDELKU: Maciej Pela reaguje na nowy wywiad Kaczorowskiej: "Kłamie teraz czy kłamała wtedy?"
Tede zapytał, czy Maciek ma do siebie pretensje, że nadmiernie epatował miłością w mediach, a po latach życie to boleśnie zweryfikowało. Ten stara się jednak nie myśleć takimi kategoriami.
Nie mam żalu z tego względu, że nie mogę tego zmienić, nie mogę cofnąć czasu, więc staram się nie myśleć o tym w takich kategoriach, czy mam żal czy nie. Czy zrobiłbym to inaczej? Pewnie tak, ale traktuję to jako lekcję na kolejny związek i to na pewno nie będzie wyglądać w ten sposób. Kolejny mój związek będzie gdzieś tam "za drzwiami" - zapewnił.
Pela potwierdził, że on i Agnieszka wcześniej rozmawiali o nadawaniu ich relacji medialnego wydźwięku i wprowadzeniu go do show-biznesu. Jak twierdzi, "to było dużo łatwiejsze, niż chowanie tego związku".
To się monetyzowało, oczywiście, że tak. Była o tym rozmowa, czy to pokazujemy czy nie, czy ja jestem wprowadzony do show-biznesu czy nie. Rachunek zysków i strat - dobrze, wprowadzamy mnie do show-biznesu, wprowadzamy związek do show-biznesu. Ona też miała taki wizerunek, którym media bardzo mocno grzały, takiej kochanki, z każdym partnerem w "Tańcu z Gwiazdami" robili jej romans, ona też o tym mówi...
Gdy Kammel zapytał, czy chodziło więc o wizerunkową stabilizację, ten potwierdził jego przypuszczenia. Pela zapewnił też, że ich związek był bardzo udany, natomiast problemy miały się pojawić od momentu wyjazdu Agnieszki do dżungli. Przewinął się też temat dźwiękowca, do czego "po cichu" nawiązał Maciek.
A dlaczego do dżungli, co się stało w tej dżungli? - padło pytanie.
A to tylko ona wie - odpowiedział Maciek, po czym się uśmiechnął i zaczął nucić: Póki muzyka gra...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maciej Pela wprost: "Nie zgadzam się na zwykłe kłamstwo"
Pelę zapytano też o to, czy miał takie refleksje, jakoby upublicznianie związku zniszczyło ich relację i to był błąd.
Na pewno doszło do błędu - gdyby nie doszło do błędu, to by się nie wydarzyły te rzeczy. To wszystko, co się gdzieś tam wydarzyło z rozstaniem, jest pokłosiem jakichś nawet małych błędów. Upublicznione zostało praktycznie wszystko i można zakłamywać rzeczywistość, że jednak nie, że pewne sfery nie, guzik prawda, po prostu poszło na tacy wszystko. Niech każdy się częstuje: tak wyglądał nasz pierwszy taniec, poród, wszystko poszło. Ten "szwedzki stół" był wypełniony produktami. Dużo ludzi zarzuci mi teraz hipokryzję, bo mówię, że to nie było dobre, a korzystałem z tego - owszem, ale to tak jakby ktoś się najadł, mówił "jakie dobre" i później płakał, że go boli brzuch i "o, ty hipokryto, nie żryj tyle więcej". Człowiek się uczy na doświadczeniach, ja też jestem młodym, zwykłym chłopakiem - wyznał. Jest to lekcja, na maksa bolesna lekcja, no bo ciężko w ogóle powiedzieć, że "spłynęło to po mnie, jak po kaczce". Nie no, źle to powiedziałem, nie mogę tak powiedzieć...
W odpowiedzi Kammel stwierdził, że przypadek Peli przypomina mu Kevina Federline'a, ale nie uznaje go za "bad boya". Maciej i Agnieszka wciąż są oficjalnie małżeństwem, a rozstanie było dla niego bolesnym doświadczeniem. Zauważa jednak, że jeżeli on nie będzie się bronić w mediach, to nikt tego za niego nie zrobi. Zapewnia, że nie chce się więc konfrontować, ale "sprowokowała go strona przeciwna".
Ja się mam już dobrze. Miałem miesiąc kryzysowy, we wrześniu ludzie wydzwaniali do mnie non stop, ja nie chciałem rozmawiać. Dopiero po jakimś czasie poszedłem na pierwszy wywiad, troszkę sprowokowany stroną przeciwną, bo postanowiłem, że nie może być tak, że ktoś mi pluje w twarz - nie mówię tu o konkretnej osobie, tylko o pewnej grupie społecznej, która zarzucała mi nieprawdziwe rzeczy - że dopuściłem się zdrady albo mi się znudziło ojcostwo. Poszedłem opowiedzieć swoją wersję - mówi. Ja uważam, że nie warto i staram się nie wchodzić w te potyczki. Czasami się "zahaczę" i właśnie żałuję, bo to jednak trochę oddziaływanie na emocjach. Bardzo mocno się nie zgadzam się na zwykłe kłamstwo. Czuję, że muszę się obronić, jeżeli słyszę coś w telewizji i ludzie zaczynają w to wierzyć i potem mnie przez to atakują. Nie znam nikogo, kto zupełnie nie jest czuły na komentarze. Był taki moment, że nie reagowałem i tego było coraz więcej - moja wersja w ogóle przestawała mieć znaczenie. Mam takie poczucie, że muszę się obronić, bo nikt mnie nie obroni. Koniec końców mogłoby się skończyć tak, że - a ta narracja jest już prowadzona - rozwód jest moją winą, że to ja coś źle zrobiłem. Pojawiły się takie głosy, pod postacią domysłów i troszkę takim przekazem "podprogowym", że to ja zdradziłem.