Tomasz Lis w zeszłym roku znalazł się na ustach niemalże wszystkich, gdy Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski ujawnił "aferę mobbingową". Dziennikarzowi udało się bowiem dotrzeć do kilkudziesięciu pracowników, którzy utrzymywali, że zachowania ich przełożonego "mogły mieć cechy mobbingu". Wcześniej Lis pożegnał się z posadą redaktora naczelnego w "Newsweeku", a teraz znów jest o nim głośno. Okazało się bowiem, że dziennikarz musiał złożyć wyjaśnienia w prokuraturze, po tym, jak usłyszał zarzut reklamowania napojów alkoholowych.
Zarzut dotyczy reklamy wódek, brandy, whisky i likierów, zamieszczonej w dodatku do tygodnika "Newsweek". Reklama zawierała znak graficzny producenta, nazwę marki, ceny produktów, a także odnośniki do stron internetowych, za których pośrednictwem można było kupić alkohol - informował"Super Express".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tomasz Lis komentuje zarzut prokuratury
Lis odniósł się do całej sprawy i w rozmowie z Plotkiem stwierdził, że "zarzut jest bezpodstawny" i poprosił o używanie jego pełnego nazwiska.
Zarzut jest zupełnie absurdalny. Nie reklamowałem alkoholu ani nie zachęcałem do jego picia. A poza tym nie jestem Tomasz L., ale Tomasz Lis, co proszę mieć na względzie - mówił.
Tomasz Lis został skierowany na badania psychiatryczne
Mimo że były naczelny "Newsweeka" miał w ogóle nie komentować całej sprawy, to postanowił odnieść się do niej raz jeszcze na swoim Twitterze. Tym razem poinformował, że pani prokurator skierowała go na badania psychiatryczne...
W związku z postawionym mi absurdalnym zarzutem i z faktem, że byłem leczony neurologicznie (4 udary), pani prokurator skierowała mnie na obowiązkowe badania psychiatryczne. Oczywiście pójdę ( nie wiem, czy będzie to świadczyło o zdrowiu psychicznym, czy przeciwnie). Witamy w ZSRR - pisał.
W komentarzach internauci zauważyli jednak, że jest to standardowa procedura, niezwiązana z praktykami przeprowadzanymi w sowieckiej Rosji...