Tomasz Raczek to chyba najbardziej rozpoznawalny krytyk filmowy w Polsce. Jego bezkompromisowe recenzje wciąż budzą wielkie emocje, o czym świadczyć może fakt, że szerokie grono kinomanów często bierze pod uwagę opinię dziennikarza, gdy podejmują decyzję, na jaki seans się wybrać.
Jako że w kinach właśnie pojawiła się nowa produkcja Jana Komasy, Raczek postanowił wziąć na tapetę właśnie kontynuację hitu sprzed dziewięciu lat - Sala Samobójców: Hejter. Okazuje się, że obraz na tyle przypadł Tomaszowi do gustu, że krytyk postanowił ocenić go na 8 punktów z 10. Co ciekawe, film traktujący o szeroko pojętej nienawiści natknął 62-latka do osobistej refleksji: publicysta, recenzując "Hejtera" na swoim kanale na YouTube, wrócił pamięcią do czasów szkolnych, kiedy sam padał ofiarą nękania.
Jak się człowiek zastanowi, to hejterstwo można znaleźć również w swoim postępowaniu - stwierdził recenzent. Zacząłem myśleć o tych momentach w młodości, kiedy czułem się odrzucony, skrzywdzony, kiedy miałem w sobie ból. W szkole podstawowej byłem chłopcem odstającym od grupy, bo zawsze byłem indywidualistą, zawsze byłem trochę inny, trochę bardziej puszysty, bardzo dobry uczeń. Przywódca grupy łobuzerskiej lubił mnie szturchać, nie wpuszczać mnie do klasy i ogólnie dawać odczuć, że jestem gorszy. Chciałem jakoś zareagować, ale nie potrafiłem się bić, więc przez dłuższy czas nie robiłem nic, co w rezultacie jest bardzo złe. Gdzieś w tej zapiekłej ranie kumuluje się złość, gorycz, marzenie o odwecie. Chęć "pokazania komuś", na poziomie dziecięcym.
Raczek przyznał, że z biegiem lat nauczył się obrony poprzez atak: dzięki publicznemu wyśmiewaniu swojego oprawcy udało mu się nie tylko go odstraszyć, ale również zyskać szacunek rówieśników.
Kiedy dojrzeliśmy, okazało się, że mam nad nim sporą przewagę: potrafiłem dużo lepiej posługiwać się słowem. To była wielka broń. Zacząłem ośmieszać go publicznie, kompromitować go. Wtedy się ode mnie odczepił, przestraszył się. Dziś dotarło do mnie, że ja byłem wtedy hejterem. Zasłużył sobie na to, ale to nie zmieniało faktu, że hejtowałem.
Raczek korzystał ze swojego "daru" również w dorosłym życiu, gdy pogrążał sztuki teatralne na łamach Polityki, w ten sposób budując sobie pozycję w branży. Po jakimś czasie dziennikarz zdał sobie sprawę, jak wiele przykrości dostarcza innym, w związku z czym porzucił teatr na rzecz kina.
Lata później zacząłem pracować jako krytyk w "Polityce", a moje recenzje teatralne były niesłychanie ostre. Potrafiłem efektownie potraktować każdego, w tym wielkie sławy, dzięki czemu bardzo szybko zbudowałem swoje nazwisko. Zaczęto liczyć się ze mną w branży. Po trzech latach bycia najokrutniejszym, przestałem to robić. Po trzech latach zrozumiałem, że moje recenzje są za gorzkie, za złośliwe. Że krzywdzą nie tylko moją miłość do teatru, ale również innych ludzi. Od tamtej pory nie recenzuje sztuk teatralnych i nigdy do tego nie wrócę - dodał na koniec.
Myślicie, że kręcąc film o hejterstwie Komasa osiągnął zamierzony efekt?