Pamela Anderson od kilku dni znów jest na celowniku wszystkich portali plotkarskich. Wszystko za sprawą piątego małżeństwa, które aktorka postanowiła zakończyć po… dwunastu dniach od ślubu.
Jon Peters pożalił się w mediach na niesforną gwiazdę, twierdząc, że wyszła za niego wyłącznie dla pieniędzy. Uczucie aktorki zniknęło ponoć wraz z dwustoma tysiącami dolarów z konta producenta, gdy ten spłacił jej długi.
Pamela tłumaczyła szybkie rozstanie zbyt dużą otwartością serca. Na Twitterze opublikowała serię enigmatycznych postów, w których opisała siebie jako kiepską żonę, ale posiadającą wiele innych zalet kobietę.
W zagmatwane życie miłosne gwiazdy wyjątkowo nie chce mieszać się jeden z poprzedników Petersa – Tommy Lee. Muzyka łączył z Pamelą burzliwy związek w latach 90., który zaowocował małżeństwem zawartym po 4 dniach znajomości i spłodzeniem dwóch synów. Nie była to jednak spokojna relacja. Małżonkowie często omawiali swoje prywatne sprawy w tabloidach i obrzucali się wzajemnie oskarżeniami, w co wplątywali również dzieci.
Przypomnijmy: Syn Pameli Anderson RZUCIŁ SIĘ Z PIĘŚCIAMI na ojca. "Uciekł przed policją, tak wygląda prawda"
Okazuje się, że muzyk ma pewne przemyślenia dotyczące jej ostatniego związku, ale tym razem zachowuje ostrożność w wypowiedziach.
Tommy uważa, że ich relacja była naprawdę wyjątkowa, a Pamela – jedną kobietą na milion - twierdzi informator "Hollywood Life". Pomimo wielu różnic życzy jej jak najlepiej. Przykro było mu usłyszeć o jej rozwodzie, ale w gruncie rzeczy już go to nie obchodzi. Chce trzymać się z daleka od tej sprawy. Po latach udało im się utrzymywać poprawne stosunki z nią i synami, i zależy mu na tym, żeby tak zostało.
Podobno Tommy Lee jest teraz skupiony wyłącznie na nowej małżonce i wychowaniu synów, więc nie planuje mieszać się w prywatne sprawy Pameli.
Myślicie, że lata medialnych przepychanek rzeczywiście czegoś go nauczyły?