Media na całym świecie poinformowały dziś o zaginięciu 33-letniej aktorki znanej z hitowego serialu "Glee". Naya Rivera wynajęła łódź, którą wypłynęła na jezioro Piru w hrabstwie Ventura. Był z nią czteroletni synek. Po kilku godzinach jeden z żeglarzy natrafił na dryfującą łódkę, w której nie było aktorki tylko jej śpiące dziecko. Służby wszczęły poszukiwania, ale póki co nie udało się odnaleźć Rivery. Jak wyznał chłopiec, pływał wraz z mamą wpław, jednak ona nie wróciła na łódkę. Dziecko miało na sobie kamizelkę ratunkową, drugą znaleziono na pokładzie łodzi.
Wszyscy mają nadzieje, że zdarzy się cud i Naya Rivera odnajdzie się zdrowa. Trudno jednak nie zauważyć, że to kolejna gwiazda serialu "Glee", która stała się bohaterką dramatycznej historii.
W styczniu 2018 roku zmarł 35-letni Mark Salling, który wcielał się w postać Pucka. Aktor oczekiwał na wyrok sądu po tym, jak został oskarżony o posiadanie dziecięcej pornografii. Doniosła na niego jego ówczesna dziewczyna. Po tym gdy na komputerze Sallinga znaleziono 25 tys. zdjęć dzieci, ten przyznał się do winy.
Markowi groziło do 7 lat więzienia, ale wyrok nigdy nie zapadł. 30 stycznia odnaleziono jego ciało zwisające z drzewa w pobliżu koryta rzeki Sunland w Kalifornii. Aktor popełnił samobójstwo.
Kilka lat wcześniej, w 2013 roku, gdy "Glee" było u szczytu popularności, fanów serialu zszokowała wieść o śmierci Cory'ego Monteitha, który wcielał się w Finna Hudsona - jedną z głównych i najbardziej lubianych postaci.
Zobacz też: Zmieszał ALKOHOL Z HEROINĄ!
Przyczyną śmierci gwiazdora było spożycie zabójczego koktajlu z heroiny i alkoholu. Aktor został znaleziony martwy w pokoju hotelowym. Obok ciała odnaleziono heroinę, strzykawkę i puste butelki po szampanie. Cory trafił na pierwszy odwyk już jako nastolatek. Przez lata zmagał się z uzależnieniem, ale nie udało mu się zwyciężyć z nałogiem. Zmarł w wieku 31 lat.
Miejmy nadzieję, że to koniec "czarnej serii", a Nayę Riverę jeszcze uda się odnaleźć.