Sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek trwa od 2010 roku i do dziś jest jedną z najbardziej tajemniczych zagadek kryminalnych, z jaką do czynienia mieli polscy śledczy. 19-letnia wówczas dziewczyna zniknęła w jedną z lipcowych nocy w okolicach gdańskiego parku, kiedy pieszo wracała z imprezy w Sopocie.
Choć do zdarzenia doszło dekadę temu, co jakiś czas na światło dzienne wychodzą nowe fakty w sprawie. W maju jeden z najpopularniejszych detektywów w kraju, Krzysztof Rutkowski ujawnił w wywiadzie dla Faktu, że miał kontakt z więźniem, który był ponoć świadkiem zakopywania zwłok 19-latki.
W ostatnim czasie fundacja Na Tropie, której prezesem jest dziennikarz śledczy Janusz Szostak, zdecydowała się wznowić poszukiwania Wieczorek. W poniedziałek 13 lipca przeszukano działki zlokalizowane między ulicą Hallera a al. Macieja Płażyńskiego w Gdańsku. Na głębokości 1,5 metra znaleziono kości.
Na sąsiedniej działce wskazałem policji w 2016 r. garaż i pomieszczenie gospodarcze, które zostały wtedy przeszukane. Policja pobrała tam mnóstwo próbek krwi - wyjawił Szostak portalowi tvp.info. Były one na narzędziach, meblach, szafkach i ubraniach. Wtedy jednak nie byłem tam w środku, bo mnie nie dopuszczono. Teraz za zgodą obecnych właścicieli garażu przejrzeliśmy to wnętrze. Okazało się, że wciąż jest tam wiele śladów krwi.
Dziennikarz wyznał, że na miejscu znaleziono również między innymi zabetonowany kanał. Chociaż sprawę zaginionej Iwony bada już od lat, wcześniej o kanale nie wiedział, a informacji na ten temat nie widział nawet w aktach.
Taki kanał w miejscu, gdzie wszędzie znajdują się ślady krwi, budzi wiele pytań – komentuje.
Szostak zaznaczył też, że georadar wskazał dwa punkty niezgodne ze strukturą betonu.
Sugerowałem więc policji, że warto zrobić nawierty i to sprawdzić - podkreślił. Być może miejsce to posłużyło do ukrycia zwłok. Ciało mogło zostać zakopane pod kanałem, a potem zalane betonem.
Dziennikarz odniósł się też do znalezionych przez ekipę kości.
Trudno mi ocenić, czy to szczątki ludzkie, czy zwierzęce, gdyż nie był to szkielet, lecz pojedyncze kości - powiedział Szostak w rozmowie z Faktem. Biegły, który przyjechał z policjantami, ocenił, że to szczątki zwierzęce. Mimo tego zostały one zabrane przez funkcjonariuszy. W środę przeszukaliśmy także kolejne pomieszczenia na sąsiedniej działce, w tym piwnicę oraz okoliczne studzienki i zakopane w ziemi zbiorniki na wodę (...) Zainteresowały mnie także pojemniki po silnym środku żrącym, jest ich bardzo wiele na posesji. Natrafiliśmy także na duży pojemnik, w którym prawdopodobnie rozpuszczano coś w kwasie.
Myślicie, że tę sprawę w końcu uda się rozwiązać?