Tyler Sanders nie żyje. Jak donoszą światowe media, dziecięcy aktor, który zaledwie cztery miesiące temu świętował osiągnięcie pełnoletniości, zmarł nagle 16 czerwca w rodzinnym domu w Los Angeles. Nie jest jasne, jak do tego doszło. 18-latek jeszcze kilka dni temu publikował w mediach społecznościowych zdjęcia z rodzinnego wyjazdu.
Doniesienia o śmierci Tylera Sandersa potwierdził już w komentarzu dla "The New York Post" agent aktora, Pedro Tapia. Przekazana przez niego wiadomość była lakoniczna i nie zdecydował się ujawnić, w jakich okolicznościach znaleziono ciało. Jak twierdzi, w sprawie trwa już śledztwo.
Przyczyna śmierci Tylera nie jest na razie znana, policja jest na etapie badania sprawy. Nie mogę udzielać dalszych informacji ze względu na dobro śledztwa - powiedział.
Jednocześnie agent przedwcześnie zmarłego aktora zaapelował do mediów, aby w obliczu straty syna uszanowały prywatność jego rodziny.
Tyler był utalentowanym aktorem i miał przed sobą świetlaną przyszłość. Wychował się we wspaniałej rodzinie, która prosi teraz o poszanowanie prywatności w tym trudnym czasie - podsumował.
Tyler Sanders urodził się w 2004 roku i od zawsze fascynował go zawód aktora. Zadebiutował w serii "JLW Academy", gdy miał zaledwie 10 lat. Rozpoznawalność zyskał z kolei m.in. dzięki rolom w serialach "Fear the Walking Dead" i "Dodaj magii", a za występ w kontynuacji drugiej z produkcji zyskał nominację do Emmy.
Pudelek składa kondolencje rodzinie i bliskim zmarłego.