Pierwsze dwa odcinki tanecznego show TVP2 Dance, Dance, Dance upłynęły nam pod znakiem tabloidowej afery. Anna Mucha, która ewidentnie zasłużyła sobie już na łatkę najbardziej wymagającego spośród jurorów, od samego początku nie kryła rozczarowania postawą Katarzyną Stankiewicz, która przez większość czasu wyglądała, jakby wolałaby być gdziekolwiek indziej, tylko nie na parkiecie. Sytuacji nie poprawił też z pewnością fakt, że Mucha nie szczędziła wokalistce bezpośrednich słów krytyki, jeżeli chodzi o poziom prezentowanych przez nią występów.
Zobacz: Kasia Stankiewicz gorzko o udziale w "Dance Dance Dance": "Stałam się obiektem tandetnego show"
Panie ewidentnie się nie polubiły, ponieważ na drugi dzień po pożegnaniu się z programem Stankiewicz przyznała, że czuła się "obiektem jednoosobowego, tandetnego show, które chyba nawet nie zasługuje na ripostę". Auć.
Spora rzesza internautów stanęła po stronie Kasi, twierdząc, że kierowane pod jej adresem słowa jurorki były często nie na miejscu. Innego zdania jest jednak najwyraźniej kolega Stankiewicz z planu show - Aleksander Sikora. W rozmowie z Pudelkiem prezenter Pytania na Śniadanie przyznał, że zgadzając się na udział w programie, uczestnik powinien się spodziewać zetknięcia z szorstką oceną swoich umiejętności.
Biorąc udział w "Dance Dance Dance" każdy z nas wiedział, że nie będzie to targ próżności. Nikt nie oczekiwał głaskania po głowie i chwalenia nas za każdy, nawet najgorzej spartaczony krok. Jury wyraża zdanie zgodnie ze swoim sumieniem. Nie mam do nikogo żalu, nawet jeśli zabolała mnie jakaś uwaga. Cytując klasyka: "Pracujemy w rozrywce i za to nam płacą". Każdy wie, w jakiej roli pojawił się w tym programie. Tej rozrywki często dostarcza nam uczestnikom także jury. Podobnie jak oni, mamy prawo się irytować, czemu dajemy wyraz za kulisami - wyjawia telewizyjny prezenter.
Sikora zaznaczył jednak, że ma nadzieję, iż po programie zarówno uczestnikom jak i jurorom uda się dojść do porozumienia i zakopać wojenny topór.
Gdybyśmy wysłuchiwali samych pochwał, niczego byśmy się tam nie nauczyli. Po każdym odcinku mamy chwilę, żeby zamienić ze sobą parę słów. Wielu uczestników dopytuje o tę opinię, która padła przed kamerami. Różnice zdań bywają duże, ale nikt ze sobą nie drze kotów. Myślę, że po finale wyskoczymy razem na after party i przybijemy sobie piątki na znak pokoju - żartuje w rozmowie z Pudelkiem.
Wierzycie, że Stankiewicz i Mucha faktycznie przekażą sobie "znak pokoju", czy poprzestaną na rzucaniu nienawistnych spojrzeń?