Kilka dni temu polskimi mediami wstrząsnęła "afera smalcowa" wywołana niechcący przez Annę Lewandowską. Celebrytka przekonywała na Instagramie, że gęsi tłuszcz jest bardzo skutecznym specyfikiem na przeziębienia. Pisząc to, zrobiła błąd w odmianie słowa "smalec" .
Wśród komentarzy pojawiły się głosy, że błąd popełniono celowo, aby uwiarygodnić to, że Ania sama pisze swoje posty. Jak na zawołanie, celebrytka za chwilę zaczęła przekonywać, że jest jedyną autorką treści zamieszczanych na jej profilach w mediach społecznościowych.
Zobacz: Anna Lewandowska zapewnia fanów: "Ja prowadzę moje social media. Proszę nie ulegać MANIPULACJOM"
Tymczasem, jak z pewnością część z Was doskonale pamięta, 10 stycznia doszło na Facebooku do potężnej awarii, w wyniku której udostępnione zostały skrzętnie skrywane informacje. Wchodząc w szczegóły edycji wpisów na dowolnej stronie, można było zobaczyć, kto opublikował dany wpis.
Internauci natychmiast zaczęli sprawdzać dane na profilach znanych osób i robić screeny. W wyniku tego "śledztwa" wyszło np. na jaw, że profil Grety Thunberg prowadzi jej ojciec, profil Władysława Kosiniaka-Kamysza, obcokrajowiec (prawdopodobnie Izraelczyk), profil Grzegorza Brauna, autor książek historycznych - Wojciech Kempa, a Korwin-Mikkego, redaktor naczelny i właściciel serwisu wMeritum.pl.
Od niemal dwóch tygodni screeny krążą po sieci, ujawniając niewygodną dla niektórych prawdę. Do naszej redakcji trafił również screen z profilu Anny Lewandowskiej. W historii edycji postów widać dobitnie, że to, co internauci widzieli jako post Anny z 2 stycznia, było w rzeczywistości pisane przez osobę o imieniu Kasia.
Wpis jest utrzymany w charakterystycznym dla Anny (a może jednak Kasi?), "motywacyjnym" stylu, ozdobiony mnóstwem emotikonek. Nie brakuje też w nim "uwiarygadniających" błędów składniowych i interpunkcyjnych (zachowujemy pisownię oryginalną):
"Ten rok rozpoczęłam na boso...Tak jak kocham najbardziej "Zawsze pamiętaj, że Twoja obecność dużo znaczy, że jesteś ważny i kochany, i że dajesz temu światu coś, czego nie daje nikt inny" - czytamy we wpisie, gdzie "Lewa" składa też fanom życzenia noworoczne.
Przypomnijmy, co jeszcze we wtorek Lewandowska mówiła o prowadzeniu swoich profili: "Oficjalnie odpowiadam, że ja prowadzę moje social media".
Dla ścisłości - nie uważamy, że zlecanie prowadzenia swoich profili innym osobom, gdy jest się zapracowaną gwiazdą, jest czymś złym. To standardowa praktyka wśród celebrytów na całym świecie. Ale po co uparcie twierdzić, że jest inaczej?