Ekranizacja 365 dni spod ręki Blanki Lipińskiej od początku budziła ogromne emocje. Na seans słynnego "dzieła" tłumnie zdecydowali się nie tylko Polacy, lecz także widzowie spoza granic naszego kraju za pośrednictwem Netfliksa. Od początku stało się jednak jasne, że twórcy i sama Blanka raczej nie mogą liczyć na pochwały.
Zobacz: Zagraniczni recenzenci MIAŻDŻĄ "365 dni": "Co za ŚMIETNIK, Jeden z NAJGORSZYCH filmów stulecia"
Filmowy "hit" Blanki Lipińskiej został dostrzeżony nie tylko przez rozlicznych dziennikarzy z zagranicy, dzięki którym zyskał on zawrotną ocenę zero (!) procent w serwisie Rotten Tomatoes, lecz także przez kapitułę Złotych Malin, czyli słynnych anty-Oscarów. Nie zniechęciło to jednak kontrowersyjnej "pisarki", która chce zekranizować także pozostałe części swojego cyklu.
Zobacz też: Blanka Lipińska EKSCYTUJE SIĘ nominacjami do Złotych Malin dla "365 dni": "MIKI RYWALIZUJE Z DE NIRO"
W środku medialnej wrzawy znaleźli się też główni bohaterowie filmu: Michele Morrone i Anna-Maria Sieklucka, którzy wcielili się w role Massimo i Laury. Wiadomo już, że zagrają oni także w kontynuacji kontrowersyjnej produkcji, jednak prace nad nią stanęły w miejscu przez pandemię koronawirusa. Jest to o tyle problematyczne, że obowiązuje ich kontrakt, który nie przewidział tak długiej przerwy od zdjęć.
Jak udało nam się dowiedzieć, niektóre zapisy umowy z Blanką Lipińską i produkcją filmu są szczególnie kłopotliwe dla Siekluckiej, która przez konstrukcję kontraktu nie może teraz planować zmian w wizerunku. Tym samym aktorka nie może nawet ściąć włosów ani, co dla niej wyjątkowo istotne, starać się o dziecko.
Anna-Maria Sieklucka ma podpisaną umowę z Blanką Lipińską jako współproducentem filmu "365 dni". Zobowiązuje się w niej, że nie zmieni wizerunku, dopóki nie nakręcą drugiej części, a więc nie zmieni fryzury, nie obetnie włosów, nie zrobi tatuażu, a nawet... nie zajdzie w ciążę. Niestety, druga część od prawie 10 miesięcy czeka na start zdjęć. Z powodu koronawirusa termin ciągle się przesuwa, a teraz jeszcze doszła niedyspozycja Morrone. On co najmniej kilka miesięcy musi się jeszcze rehabilitować, tak więc Sieklucka ma problem - donosi nam osoba z otoczenia aktorki.
Jak nietrudno się domyślić, przez przeciągające się zdjęcia do filmu w Siekluckiej narasta coraz większa frustracja. Nie może bowiem zmienić wizerunku, a więc trudno jej szukać ról w innych produkcjach. Nasze źródło twierdzi też, że to Blanka osobiście zadbała, aby taka wzmianka znalazła się w umowach, które podpisali aktorzy.
Blanka nadzorowała umowy z producentem wykonawczym i dopilnowała, aby takie zapisy były w umowach aktorów. Sieklucka coraz bardziej czuje się przez to ograniczona, nie może zmienić wizerunku i szukać zupełnie innych niż do tej pory ról - dowiadujemy się.
Blanka i reszta produkcji mają podobno świadomość, że ewentualne komplikacje mogłyby wpłynąć na prace nad filmem, który, mimo miażdżącej krytyki, okazał się sporym sukcesem komercyjnym. Chcieli mieć więc pewność, że unikną w ten sposób potencjalnych nieporozumień, na czym teraz cierpią plany rodzicielskie Siekluckiej.
Takie umowy rzadko się podpisuje. W przypadku zamkniętych projektów aktorzy sami wiedzą, że pewnych rzeczy nie mogą robić. Tutaj miały być dwie części kręcone longiem, dlatego taką umowę podpisano. Nikt nie przewidział pandemii i tego, że produkcja drugiej części się tak odwlecze. W przypadku "365 dni" są to olbrzymie, prywatne pieniądze, inwestorzy. Dystrybucja kinowa była przemyślana i mieli od razu po sukcesie pierwszej części robić dwie pozostałe, więc Lipińska "zastrzegła" sobie ciążę Siekluckiej. Takie kontrakty młode aktorki często podpisują. Nie zawsze są świadome, na co tak naprawdę się decydują i co podpisują, ale Sieklucka była wcześniej poinformowana. Tym bardziej, że od wielu lat żyje w związku z reżyserem z Lublina i myślą już o powiększeniu rodziny - słyszymy.
Szokujące?
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!