W ciągu ostatniego roku Blanka Lipińska z nikomu nieznanej makijażystki i menedżerki nocnych klubów, stała się najpopularniejszą polską pisarką. Mimo to Blanka nie lubi określać siebie w ten sposób i przedstawia się jako "autorka".
W niedawnym wywiadzie dla Magdy Mołek w programie W roli głównej wyznała, że książkę 365 dni napisała zainspirowana własnym, nieudanym życiem seksualnym. Opisała w niej to, za czym sama tęskniła, a czego nie dostawała w ówczesnym związku. Blanka podkreślała, że książka jest napisana potocznym językiem "pełnym błędów", a mimo to wydano ją, bo była "autentyczna".
Ostatnio głośno jest o ekranizacji powieści Blanki, której podjęła się reżyserka Barbara Białowąs. Choć film 365 dni jest obecnie hitem w kinach, opinie krytyków są miażdżące. Autor Ślepnąc od świateł, Jakub Żulczyk, stwierdził, że to "szkodliwe kino i nienawistna fantazja o gwałcie", a recenzentka z Vogue napisała, że to najgorszy film jaki widziała, taki po którym "zdycha libido".
Zobacz: Jakub Żulczyk ciepło o ekranizacji "365 dni": "Szkodliwe kino i nienawistna fantazja o gwałcie"
Sama Blanka zapewnia, że nie przejmuje się opiniami krytyków, bo to nie do nich kierowała swoje dzieło.
Na moim InstaStories powiedziałam w zasadzie wszystko, co chciałam powiedzieć odnośnie krytyków. Ten film od początku nie był tworzony z myślą o krytykach, tak samo, jak i książka nie była. A fabuła nie jest niczym nowym, w końcu jest to film oparty na książce, której fabułę zarówno krytycy, jak i czytelnicy przerobili wzdłuż i wszerz - mówi w rozmowie z Pudelkiem.
Blanka zaznacza, że nie jest pierwszą, która sięgnęła w twórczości po motyw ofiary zakochującej się w oprawcy. Przekonuje, że tego typu zabiegi były stosowane już w innych kinowych hitach, a nawet w bajkach i filmach dla młodzieży.
Dziwi mnie, że wałkujemy to w kółko, ciągle odwołując się do jakichś nieprawidłowych wzorców kreowanych przez moją twórczość. Weźmy na przykład filmy o Bondzie, które idąc takim tokiem myślenia, promują zabijanie i przedmiotowe traktowanie kobiet, a nikt o tym głośno nie krzyczy. Idąc dalej, "Piękną i bestię" - typowy syndrom sztokholmski, uprzedmiotowienie kobiety. Pokazanie, że ona leci na kasę. Zwykła prostytutka! W "Aladynie" porwana księżniczka zakochuje się w oprawcy. Figura porwania mającego na celu wymuszenie uczucia, od zawsze istniała w kulturze. Nawet w Harrym Potterze są morderstwa, więc o co tyle szumu? Moje książki i film to rozrywka, a nie encyklopedia, biblia czy podręcznik - mówi Lipińska.
Przekonuje Was jej argumentacja?