Ewa Chodakowska zdobyła sympatię i zaufanie milionów Polek, kreując wizerunek "dziewczyny z sąsiedztwa" i wyrozumiałej motywatorki, która zwraca się do ćwiczących razem z nią na "ty", spokojnym głosem zapewniając je, że dadzą radę do końca "Skalpela". Imperium trenerki rozrosło się w szybkim tempie: obecnie Ewa oferuje już nie tylko płyty z ćwiczeniami, ale też diety, zdrowe przekąski i kosmetyki. W międzyczasie zaczęły pojawiać się głosy o tym, że uwielbienie fanek do trenerki ociera się o fanatyzm, a członkinie "chodagangu" traktują Ewę niczym guru sekty, ale nie zaszkodziło to trenerce w zdobywaniu kolejnych "wyznawczyń" i milionów na koncie.
Pierwszy poważny kryzys wizerunkowy przydarzył się dopiero na początku tego roku. Zafiksowana na podkreślaniu, że do wszystkiego doszła sama, a pomocy nie ma nawet w tak prozaicznej, mogłoby się wydawać, rzeczy jak prowadzenie mediów społecznościowych, Ewa ogłosiła swój triumf, gdy awaria ujawniła, że Anna Lewandowska nie publikuje postów na Facebooku samodzielnie. Celebrytka zareagowała bardzo nerwowo, gdy wykryliśmy i podaliśmy do informacji publicznej, że pod jej konto podpiętych jest 12 administratorów. Chodakowska tłumaczyła, że to "rodzina i reklamodawcy". I pewnie wszyscy by o całej sprawie zapomnieli dwa dni później, gdyby Ewa nie wykorzystała tej okazji do zaatakowania "bezpośredniej konkurencji" i wezwania swoich fanek na wojnę.
Spora część błyskawicznie poparła zapędy swojej idolki, przywołując dramatyczne relacje o "obolałych łapkach od pisania postów na telefonie", na które Ewa miała narzekać na prowadzonych przez siebie obozach. Do głosu zaczęły dochodzić jednak i te fanki Chodakowskiej, którym nie spodobał się atak na "bezpośrednią konkurencję" i przepełnione negatywną energią wpisy w mediach społecznościowych.
Ewa w swoim filmiku użyła słów, "że czas zacząć bitwę", walkę z takim zachowaniem, co było dla nas jednoznaczne z nawoływaniem do nienawiści. Ona nie pozostawiała wyboru - albo jesteś ze mną, albo "out" - mówi w rozmowie z nami była fanka Chodakowskiej, Anna.
Nie może zatem dziwić, że kolejną, potencjalnie szkodliwą dla wizerunku trenerki, "aferę", Chodakowska próbowała rozwiązać w bardziej dyskretny sposób - wysyłając wiadomości prywatne na Instagramie.
Mowa o projekcie "AMBASADORKI". Wyselekcjonowane przez Chodakowską użytkowniczki Instagrama miały promować działania i produkty Ewy, choć zasady tej raczej symbolicznej współpracy nie zostały dokładnie określone. Trenerka w poście inaugurującym akcję pisała (zachowujemy oryginalną pisownię):
KAŻDA Z WAS, która chce kontynuować moją pracę na swoich kanałach.. która swoją postawą będzie reprezentować ZDROWY STYL ŻYCIA, DA DOBRY PRZYKŁAD ❤️ KAŻDA FAJTERKA, która już korzysta lub dopiero zaczyna korzystać z moich materiałów.. MA SZANSE ZOSTAĆ AMBASADORKĄ PROJEKTU „ZMIEŃ SWOJE ŻYCIE” z Ewa Chodakowską. ZBUDUJ SWOJĄ SPOŁECZNOŚĆ ❣️Stwórz łańcuch motywacji 👭👭👭 Monitoruj swoj progres 📸Pokaz z czego korzystasz (bediet.pl , BeActiveTv.pl , bedietcatering.pl - to są moje materiały) Zainspiruj do zdrowego stylu życia jak największa cześć swoich obserwatorów 👑Regularnie POKAZUJ KTÓRY TRENING ZROBIŁAŚ! 💦Określ CEL 🎯 i na oczach swoich obserwatorów realizuj go krok po kroku ❣️ZMIEŃ SWOJE ŻYCIE I BĄDŹ MOTYWACJĄ DLA INNYCH 👑👑👑 to transakcja wiązana i NAJLEPSZA FORMA MOTYWACJI 🚀🚀🚀
Wyróżnione dziewczyny mogły w opisie na swoich kontach na Instagramie zamieścić hasło "Ambasadorka Chodakowskiej", co dla wielu, jak teraz przyznają, było sporym osiągnięciem i powodem do dumy.
Poczułyśmy się wyróżnione. Najpierw było nas 150, a potem Ewa stwierdziła, że wybierze 1000, bo wszystkie "tak pięknie walczymy" - wspomina w rozmowie z Pudelkiem była ambasadorka, Martyna.
Starające się o ten tytuł dziewczyny prześcigały się w udowodnieniu, kto jest bardziej oddaną fanką trenerki. W swoich mediach społecznościowych promowały jej kosmetyki i diety, organizowały treningi promowane nazwiskiem Chodakowskiej z nowymi "wyznawczyniami" - na swój koszt, co zdradziła nam Martyna. W zamian mogły liczyć na "serduszko" od Ewy czy udostępnienie postu. Trenerka obiecała też, że pojawi się na treningach, na których uda się zebrać największą liczbę ćwiczących.
Musiałam reklamować jej produkty i korzystać tylko z jej programu. Nie wolno było chodzić na siłownię – wspomina Martyna.
Byłej ambasadorce zdarzało się przylatywać na jeden dzień do Polski, by móc potrenować pod okiem swojej idolki.
Leciałam do tego Krakowa jak na skrzydłach, bo byłam w "chodagangu", byłam częścią społeczności. Stałam się jedną z "dziewczyn Ewy". Wykupiłam wszystkie kosmetyki Chodakowskiej, bo trzeba je było reklamować i pomóc w promocji. Niespecjalnie mi służyły, ale nigdy tego nie powiedziałam. Wręcz przeciwnie. Na Instagramie je zachwalałam, taka byłam głupia. Wszystko robiłam "za uśmiech od Ewy".
W zamian za "ambasadorstwo" dziewczynom obiecano spotkania z trenerką, dwa razy w roku. O ile Chodakowska faktycznie pojawiła się na dwóch treningach organizowanych przez fanki, którym udało się zebrać największą liczbę ćwiczących, do obiecanych w poście "zamkniętych" spotkań z wszystkimi ambasadorkami nigdy nie doszło.
W tym wszystkim chodziło o to, żeby wciągać nowe osoby do "chodagangu", łapać "świeżaków". Do niej w ogóle bardzo trudno się dobić. Jak się jej wyśle wiadomość, to najwięcej, na co sobie pozwoli w odpowiedzi, to jakaś emotikonka. Dziewczyny i tak to bardzo przeżywają, mówią: "o Boże, dostałam serduszko od Chodakowskiej!". Zresztą ja tak samo reagowałam. A teraz Ewa pisze do nas masowo. Do wszystkich, którzy na Instagramie zaczynają mówić, co im nie pasuje - wyjawia Martyna. .
Jak relacjonuje nam była ambasadorka Anna, Ewie "nie pasowało", gdy dziewczyny po jej nerwowych postach po naszym materiale sugerowały jej w prywatnych wiadomościach, że jej reakcja jest przesadzona. Trenerka od razu je blokowała.
Blokowanie ambasadorek na dobre zaczęło się, gdy jedna z nich opublikowała zdjęcie... z batonem konkurencyjnej firmy. Instagramerka (była ambasadorka) wyjaśniła w poście, że wybrała przekąskę, bo wersja z oferty Chodakowskiej zawiera daktyle, na które ona jest uczulona. Dodatkowo ambasadorka miała w opisie na Instagramie link do lokalnej siłowni, w której ćwiczyła w ramach ich konkursu na metamorfozę. Instagramerka uczestniczyła w nim w przerwie między ogłaszanymi przez Chodakowską "misjami" (50-dniowymi wyzwaniami, podczas których dziewczyny przygotowywały swoje "ciało na plażę"). Po publikacji zdjęcia z batonem Chodakowska zażądała od niej usunięcia z profilu wzmianki o ambasadorstwie. Argumentowała to trzema "wykroczeniami": reklamowaniem produktu konkurencji, oznaczeniem w jednym z postów innej trenerki, która zalecała korzystanie z ekologicznych butelek na wodę, a także… "mieszaniem hasztagów" (dodaniem do postu hasztagów związanych z Chodakowską i tych niezwiązanych). Trenerka wymusiła na niej usunięcie wzmianki o ambasadorstwie i przeprosiny.
Skontaktowaliśmy się z Instagramerką, która opowiedziała nam, jak wyglądała jej rozmowa z Chodakowską.
Dowiedziałam się, że weszła na mój profil, żeby sprawdzić, jak mi poszło w "misji" (zakończonej trzy miesiące wcześniej - przyp. red) i że mam zrozumieć, że nie zostanie mi przyznana żadna nagroda, ponieważ oczekuje się ode mnie lojalności, a nie "zrobienia jednego wyzwania i odwrócenia się na pięcie". Ton rozmowy stał się dosyć nieprzyjemny. Chodakowska pisała: "Nie posługuj się moim nazwiskiem, jeżeli chcesz grać w innym teamie, inaczej go nadużywasz”.
Była Ambasadorka w rozmowie z nami dodaje, że finalnie zgodziła się z trenerką.
Jest mi wstyd, ponieważ ugięłam się pod presją mojej idolki i przeprosiłam. W odpowiedzi otrzymałam wiadomość o treści: "Przeprosiny przyjęte. Byłoby łatwiej i przyjemniej, gdybyś zaczęła w ten sposób". Usłyszałam też, że powinnam skorzystać z psychoterapii po mojej reakcji - prowadzenia "zbędnych dyskusji" zamiast "przyznania się do błędu.
Treść wiadomości publikujemy poniżej.
Mimo że Instagramerka zrzekła się ambasadorstwa i usunęła wzmiankę ze swojego profilu, i tak została zablokowana przez Chodakowską. Sytuacja zaogniła się, kiedy w jej obronie stanęła inna ambasadorka. Jagoda nagrała relację, którą "podały dalej" inne "nielojalne" fanki, a trenerka nazwała materiał "przesiąkniętym hejtem i wyzwiskami pod jej adresem wiadrem jadu". Wszystkie spotkał ten sam los – ban od Chody. Pozwolimy sobie w tym miejscu zacytować nagranie, w którym Jagoda wyjaśnia, dlaczego nie przyłączyła się do zapoczątkowanej przez część fanek instagramowej akcji "#muremzachodą", którą dumna Chodakowska udostępniała na InstaStories.
Ja nie stoję za nikim murem, bo nie jestem za budowaniem murów czy wojnami. Kiedy widzę wieczne g*wnoburze i tłumaczenia się o coś, pretensje, oskarżanie, mówienie, że ta jest lojalna, a ta nie jest... Ja się po prostu od tego odłączam. Jeśli nie mam podpisanego z nikim kontraktu, to nie mam zamiaru być "lojalna". I teraz ta cała sytuacja, że dziewczyna dostaje baty za to, że raz zjadła innego batonika, niż powinna. Dla mnie to śmieszne. Baty dostawać można, kiedy jest się związanym kontraktem.
Jeśli wciąż jestem konsumentem, to jako klient mam wybór. Jeśli nie pasuje mi to, to próbuję czegoś innego. Nie mogę ciągle trenować jednego. Lubię raz pójść na siłownię, raz na rower. Ale to dla niektórych już jest nielojalność i powód do werbalnego je*ania. Dochodzą mnie takie wiadomości, po których powiedziałam sobie dość. Nie będę stała za kimś, kto nie jest autentyczny. Kocham ludzi, ale wiecie, czego nienawidzę? Hipokryzji i kłamstwa. Kiedy ktoś mówi "peace and love", a za zamkniętymi drzwiami szuka powodu, żeby kogoś zje*ać za sprawy, za które nie ma prawa go je*ać”. Postanowiłam się wycofać, bo nie chciałam być częścią kłamstwa i obłudy ani żadnych wojen - tłumaczyła na Instagramie.
Relację Jagody na swoim profilu udostępniła też ambasadorka Martyna. W odpowiedzi dostała szereg wiadomości prywatnych od Chodakowskiej. Takie same otrzymały inne "niepokorne" ambasadorki.
Pupilki Chodakowskiej szpiegowały nasze profile i wysyłały jej screenshoty. Dziesiątki dziewczyn dostało bana i dowiedziały się, że są niewdzięczne i "wbijają jej nóż w serce". Po tych dramatycznych wiadomościach od Ewy zaczęłyśmy dostawać kolejne, już trochę bardziej uprzejme. Pisała, że "serce już posklejała i możemy dalej się przyjaźnić".
Treści wiadomości od Chodakowskiej publikujemy poniżej.
W większości relacji byłych ambasadorek przewija się jeden wątek – niejasność zasad "ambasadorstwa" i jednostronny charakter "współpracy". Dziewczyny dowiadywały się raczej tego, czego nie mogą robić, gdy już złamały nieokreślone w poście zasady, takie jak ta o zakazie uzupełnienia ćwiczeń z Chodakowską inną aktywnością fizyczną.
Nie było żadnych zaleceń. Tylko tyle, co w poście, w którym ogłosiła start projektu. Ambasadorkami mogły zostać dziewczyny, które najlepiej ją reprezentują. Nie wiem, co miała na myśli mówiąc "najlepiej". Mówiła, że będą to dziewczyny, które korzystają z jej produktów. Nie było napisane, że wyłącznie z jej produktów. Potem nie było już żadnej komunikacji - opowiada w rozmowie z nami Instagramerka.
Jako ambasadorki nie miałyśmy nic z tego, nie mogłyśmy nawet ćwiczyć na siłowni. Żeby być ambasadorką Ewy, nie można było ćwiczyć z kimś innym, wstawiać innych hasztagów, po prostu byłyśmy jej niewolnicami, niewolnicami Chodakowskiej - opowiada nam Martyna.
Kolejna była ambasadorka, Grażyna, w rozmowie z nami przyznała, że zarówno ona, jak i inne członkinie "chodagangu", poczuły się przez swoją idolkę wykorzystane.
Nie bójmy się tego stwierdzenia, byłyśmy darmowymi słupami reklamowymi - mówi.
Ewa Chodakowska kilka dni temu podjęła decyzję o zamknięciu projektu Ambasadorki. Bez żadnego oficjalnego komunikatu, po cichu – w wiadomościach prywatnych i komentarzach pod postami na Instagramie. W uzasadnieniu winą obarczyła ambasadorki. To właśnie tym, że "projekt musiał zostać przerwany", agentka Chodakowskiej tłumaczy nam teraz, że nie doszło do obiecanych ambasadorkom "zamkniętych spotkań", które "były planowane na 2020 rok".
Kochane, zamknęłam projekt. Dziewczyny zaczęły ze sobą rywalizować, zamiast łączyć siły, pojawiły się roszczenia itd. Nie tak to sobie wyobrażałam. Cieszę się, że większość dziewczyn zrozumiała – oznajmiła w komentarzu sama Chodakowska.
Fanki Ewy nie były usatysfakcjonowane takim tłumaczeniem. Jedna z nich udostępniła odpowiedź Chodakowskiej na pytanie, czy planuje odnieść się szerzej do zamknięcia projektu.
Nie ma takiej potrzeby. Nie będę zawracać głowy prawie dwumilionowej społeczności aferką 20 osób. Reszta zrozumiała i podziela moje stanowisko. Dla mnie temat jest zamknięty. Niczego nie oczekiwałam, poza TYTUŁEM, który można godnie nosić i korzystając z mojego nazwiska, organizować eventy treningowe na paręset osób. Tak, jak wspomniałam, ta akcja nie była dla mnie, a dla tych, które potrzebują wsparcia w komunikacji i łączenia sił. Znikomy procent, a raczej promil, oczekiwał całego ramienia z barkiem, a ja miałam do zaoferowania tylko palec - pisała trenerka.
Dzień później Chodakowska jednak zdecydowała się odnieść do sprawy w poście na swoim Instagramie, ale zrobiła to w typowym dla siebie, mocno emocjonalnym, "filozoficznym" stylu, z ograniczoną ilością treści, z której cokolwiek wynika. "Znikomy procent, a raczej promil" urósł nagle do rangi "wściekłego meteorytu, który uderzył w jej emocjonalną planetę, rozpie*rzając wszystko w drobny mak".
Taki komunikat nie został dobrze przyjęty przez byłe ambasadorki. Odniosły się one do rzekomych oczekiwań, które miały stawiać swojej mentorce.
Kobiety, które tak jak ja, za wzór stawiały jedną osobę, które starały się kontynuować pracę swojej idolki, zostały wrzucone do jednego worka "aferki 20 osób", które oczekiwały całego ramienia z barkiem. Prawda jest taka, że niczego nie oczekiwałyśmy - napisała w poście w mediach społecznościowych Instagramerka, dodając, że jedyną "rywalizacją" wśród ambasadorek, jaką zaobserwowała, były wyścigi w donoszeniu tych "lojalnych" na "nielojalne".
Do wyjaśnień Chodakowskiej odniosła się też Jagoda w nagraniu na Instagramie.
Tego projektu w ogóle nie powinno być. I to nie chodzi o to, że kreował on podziały, bo tak to teraz jest odwracane, że to spowodowało podziały i rywalizację, z czym ja się też nie zgodzę. Dla mnie to hipokryzja i odwracanie kota ogonem - mówiła.
Ostatecznie Chodakowska postanowiła okazać "wyrozumiałość" wszystkim ambasadorkom - również tym, "które wbiły jej nóż w plecy", "rozpie*rzyły jej emocjonalną planetę w drobny mak", "wylewały na nią wiadro jadu" i od których "postanowiła się odciąć". Trenerka kolejny raz próbowała naprawiać szkodę w wizerunku, zapraszając cały "chodagang" na wspólny trening. Informację również przekazała w wiadomości prywatnej.
Tym razem jednak możliwość trenowania pod okiem "guru" i "serduszko od Ewy" nie zadziałały na fanki. Przynajmniej nie na te, które poczuły się przez swoją idolkę odrzucone.
Nie wiem, czy nawet ona pamiętała jeszcze, kto jest jej ambasadorką, a kto już nie, po tym zamieszaniu z banowaniem dziewczyn. Zaproszenie na darmowy trening dla tych, które pozostały w gronie ambasadorek, dostałyśmy wszystkie. Ja, a przecież byłam zbanowana, a nawet kilka dziewczyn, które nigdy ambasadorkami nie były. Trochę to śmieszne, a trochę straszne - mówi nam Grażyna.
O inicjatywę treningu z wszystkimi ambasadorkami zapytaliśmy agentkę Chodakowskiej.
Ewa czuła się w pierwszej kolejności w obowiązku poinformować o tym osoby bezpośrednio zainteresowane, czyli same ambasadorki. Wiadomości prywatne stanowiły jedynie wstępną informację – każda z ambasadorek została zaproszona na spotkanie, w ramach którego Ewa chce osobiście wyjaśnić im przyczyny decyzji, a także podziękować za zaangażowanie. Skoro dana osoba została mianowana ambasadorką, to jej początkowy wkład musiał zrobić na Ewie wrażenie. To zaangażowanie zostało nagrodzone tytułem ambasadorki i ewentualne późniejsze różnice zdań nie niwelują pierwotnej oceny – stąd chęć utrzymania relacji - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Trudno w tym miejscu nie zauważyć, że zablokowanie użytkownika na Instagramie to dość osobliwa forma "chęci utrzymania relacji".
Byłe ambasadorki, z którymi udało nam się porozmawiać, zgodnie przyznają, że czują teraz ogromny zawód, a niektóre wprost mówią, że mają poczucie, że zostały przez Ewę Chodakowską oszukane. Podkreślają, że nie chodzi o samą akcję "ambasadorki" i to, w jaki sposób się ona zakończyła. W ich odczuciu "afera" ujawniła to, że Chodakowska nie jest osobą, którą warto wspierać, inspirować się i stawiać innym za wzór, a jej główną metodą "motywacji" jest manipulacja.
My to wszytko robiłyśmy dla idei, nam się wpajało cały czas, że chodzi o zdrowy styl życia, o ćwiczenia, o zdrowe jedzenie. Szkoda tylko, że zapomniała dodać, że należy w tym wszystkim stosować jedyną słuszną, jej markę. Nie można iść sobie poćwiczyć z Lewandowską czy z Qczajem, albo jesteś z nią, albo Ewa blokowała. Ja się czuję oszukana i czuję się w obowiązku odezwać i mówić o tym, pomimo tego, że jestem tylko jedną cyfrą na jej koncie – mówi nam była fanka Chodakowskiej, Anna.
Moja idolka całkowicie odcięła się od każdej, która ma swoje zdanie – mówi Instagramerka.
Smutne w tym wszystkim jest to, że tak wiele dziewczyn jej naprawdę wierzyło. Ewka umiała sprawiać, w prosty sposób, że czułyśmy się wyjątkowe – dodaje Grażyna.
Agentka Ewy Chodakowskiej w przesłanym nam komentarzu podkreśliła, że "przyłączenie się do projektów czy wyzwań trenerki jest dobrowolne i nie jest przymusem, a osoba, która przyłącza się do jej działań czy projektów robi to z własnej, nieprzymuszonej woli".
Czy Waszym zdaniem taka argumentacja broni faktu, że Chodakowska "motywuje" swoje fanki pisząc do nich, że są tchórzami i wysyłając je na terapię?
Niżej publikujemy posty innych byłych "zablokowanych" ambasadorek.