Wraz z premierą kolejnej części "365 dni" na celebryckim firmamencie niespodziewanie rozbłysła nowa para (a przynajmniej takie można odnieść wrażenie). We wtorek media obiegły zdjęcia Anny-Marii Siekluckiej i Michele Morrone trzymających się za ręce podczas buszowania po mediolańskich butikach.
Zanim film trafił na platformę streamingową, we wtorek w Warszawie odbył się event promujący ekranizację "dzieła" Blanki Lipińskiej, gdzie Sieklucka i Morrone znowu nie odstępowali się na krok i szeptali sobie czule do ucha. Internauci zgodnie doszli do wniosku, że nagła zażyłość ekranowych partnerów może mieć ścisły związek z promocją obrazu "365 dni: Ten dzień".
Sami zainteresowanie zdają się sugerować, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Postanowiliśmy zasięgnąć opinii Maurycego Seweryna, specjalisty od tzw. mowy ciała. Ekspert przyjrzał się fotografiom z shoppingu we Włoszech, które mu wysłaliśmy i podzielił się z nami swoimi obserwacjami. Okazuje się, że podejrzenia internautów są jak najbardziej słuszne.
Choć nie są parą, to czują się ze sobą całkiem dobrze - przyznał Maurycy Seweryn, przyglądając się fotografiom z Mediolanu. Jednak prawdziwej chemii tam nigdy nie było. Są przykładem typowej sesji promocyjnej, typu "wspólny spacer aktorów, którzy są na tapecie ze względu na premierę filmu". Ujęcia podobne jak u innych aktorów, którzy pracują poza planem na promocję i przyciągniecie uwagi do filmu. Zdjęcia pokazują dwójkę ludzi, którzy mają świadomość, że w każdej chwili mogą być sfilmowani lub sfotografowani.
Czy ktoś, kto ma romans, zakochuje się, jest na początku miłosnej przygody, chce być widziany przez wszystkich? Rzadko. Najczęściej wtedy, kiedy w szale zatracenia, nie zważa na zdanie innych i na fotoreporterów. Taki człowiek zachowuje się jednak inaczej. Tym bardziej Włoch. Sygnalizuje to mową ciała, ale ekspresyjnie. Widać to w drobnych ruchach, gestach, w mimice, w spojrzeniach. Tego nie ma u tej pary. Zachowują się jak: a) Pozorujący swój związek, b) Przyjaciele z profitami, c) Para z wieloletnim stażem.
Seweryn nie doszukał się w zdjęciach tego, co chcieli zapewne przekazać Anna-Maria i Michele. Jego zdaniem nagły wybuch uczuć jest jedynie elementem starannie zaplanowanej promocji filmu.
To nie czułość i miłość, to demonstracja opiekuńczości i jednocześnie dominacja - ocenia. Jest widoczny specyficzny dystans, choć zgodnie z zasadami komunikacji oboje znajdują się w swojej przestrzeni intymnej (mniej niż 40 cm od siebie). Pani Anna także nie dąży do bycia przytulaną. Co nie oznacza, że nie czuje się komfortowo. Jest spokojna. Pozycja, którą przyjęła jest mylnie nazywana pozycją obronną. W wielu sytuacjach owszem kobiety stosują ją, kiedy chcą podkreślić skromność. To częściej mężczyźni w tej pozycji sygnalizują strach lub tremę.
Co więcej, ekspert jest przekonany, że relacje, które łączą aktorów, są "dalekie od namiętności".
Ważniejsze jest ułożenie rąk na ramionach Pani Anny przez włoskiego modela i aktora - ciągnął specjalista. Przyjmując, że Włosi, a tym bardziej namiętni modele, są bardziej otwarci i "dotykowi" niż inni Europejczycy, to ta forma jest daleka od namiętności. To przyjacielska opiekuńczość, albo słabo udawana namiętność w celu zdobycia partnerki. Najgorsze, że Włoch nie zdaje sobie sprawy, że wiele osób ten sposób ułożenia rąk odbiera jako dominację.
Jest takie powiedzenie: z wielkiej chmury mały deszcz - dodał na koniec Seweryn.
Macie podobne spostrzeżenia?