Krzysztof Stanowski jakiś czas temu nakręcił filmik o karierze Natalii Janoszek w Bollywood. Na nagraniu dziennikarz zakwestionował jej dorobek, twierdząc, że wszystko tak naprawdę wymyśliła. Jego działania nie spodobały się samej zainteresowanej, która sprawiła nawet, że Stanowski otrzymał zakaz publikowania o niej. Krzysztof, nie bacząc jednak na konsekwencje prawne, przeprowadził dziennikarskie śledztwo, a jego efekt zaprezentował na YouTube w postaci prawie trzygodzinnego filmu.
Krzysztof Stanowski miażdży Natalią Janoszek w nowym dokumencie
W dokumencie mężczyzna ujawnia pewne nieścisłości związane z karierą Janoszek, twierdząc między innymi, że udawała podróże prywatnym odrzutowcem, czy helikopterem. Zasugerował nawet, że kilkukrotnie minęła się z prawdą, chwaląc się swoimi sukcesami zawodowymi, czy też szczegółami na temat występów w konkursach miss. Zarzucił jej nawet kupowanie followersów i sprawną manipulację przy informowaniu o prestiżowych nagrodach filmowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspertka ds. wizerunku komentuje medialną krucjatę Stanowskiego
Mimo że Stanowski bez wątpienia na całej akcji zdobył nowe rzesze fanów, to są i tacy, którzy sugerują, że przekroczył już pewną granicę, porównując go nawet do stalkera. O komentarz poprosiliśmy więc ekspertkę ds. wizerunku Barbarę Krysztofczyk, która również zauważyła, że wzrost zasięgów spowodowanych "Janoszek gate" z całą pewnością podziałał również na wzrost cen współprac reklamowych Stanowskiego.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że po każdej kolejnej aktywności w tej sprawie, dziennikarzowi Kanału Sportowego rosły nie tylko zasięgi w social mediach, liczba publikacji w mediach i ogólna rozpoznawalność – ale też cenniki współprac reklamowych - powiedziała nam ekspertka.
Krysztofczyk zauważyła, że hejt, który pojawił się wokół Stanowskiego, związany jest między innymi z tym, że dziennikarz nie tylko obnażył kłamstwa Janoszek, ale pokazał też niekompetencję... samych dziennikarzy. Ostatnio Marcin Prokop opublikował post na Facebooku, w którym to bił się pierś, przyznając, że i jego czujność została uśpiona. Dalej ekspertka informuje, że po pierwszym materiale Stanowskiego - Natalia miała jeszcze jakieś szanse, by wyjść z całej sytuacji z twarzą. Teraz jej pozycja jest... niezwykle niekorzystna.
Barbara Krysztofczyk ocenia szanse Natalii Janoszek na zrobienie kariery w Polsce
Myślę, że po pierwszym materiale Stanowskiego Natalia Janoszek miała jeszcze szansę jakoś się wykaraskać. Oczywiście wizerunkowe ciosy, które dostała, były bolesne, ale nie decydujące. Mogła się podnieść, poczworakować do narożnika, zebrać siły, przemyśleć strategię i wrócić za jakiś czas na showbizowy ring. Ale nie. Zdecydowała się wydać durne oświadczenie, straszyć Stanowskiego sądem i po prostu iść z nim na zderzenie. No to dostała, co chciała: niemal trzygodzinny materiał, którego wpływ na jej karierę można podsumować jednym słowem: nokaut. W tym momencie wizerunek Natalii Janoszek jest w tak opłakanym stanie, że nie widzę dla niej już żadnych perspektyw na budowanie kariery filmowej w Polsce. Z opcji wyboru zostało jej już chyba tylko to całe Bollywood - powiedziała ekspertka w rozmowie z Pudelkiem.
Była rzeczniczka prasowa Anny Lewandowskiej dodała, że niektórzy mogą krytykować Stanowskiego za taką formę próby demaskacji kariery Janoszek, ale mimo wszystko to dziennikarz, według ekspertki od wizerunku, jest wygranym w całej tej aferze. Dlaczego? Stanowski w ocenie Barbary Krzysztofczyk zyskał sympatię wśród internautów , a jego praca została doceniona, bo Polacy nie lubią być oszukiwani.
Ja wiem, że wypada mi pewnie napisać o tym, jak to Stanowski przesadził, że za ostro, że obsesja, że przegięcie, że sam też sobie zaszkodził i takie tam inne życzeniowe, ugrzecznione slogany. Ale to bzdury. Stanowski naprawdę dużo wygrał na tej sprawie. Więcej osób go rozpoznaje, sporo docenia rzetelność wykonanej pracy. Pewnie też urósł mu poziom sympatii, bo ludzie nienawidzą być oszukiwani, nienawidzą, gdy ktoś wykorzystuje ich łatwowierność – a Stanowski odgrywa tu rolą demaskatora. Obrońcy prawdy, stojącego po stronie okłamywanych ludzi. No piękne to jest! Myślę, że on szukał już od jakiegoś czasu takiej sprawy, która byłaby kontrowersyjna i głośna na tyle, by wynieść jego karierę na nowy poziom (vide materiał o Rzeźniczaku). W końcu znalazł, wyniuchał potencjał i wycisnął, ile się dało. To może być przełomowy moment w karierze dziennikarza - tłumaczy.
Zgadzacie się?