Ewie Chodakowskiej nie można odmówić tego, że dzięki latom pracy zdobyła zaufanie i sympatię milionów Polek marzących o szczuplejszej sylwetce. Sytuacja nieco skomplikowała się, gdy jej dominację na rynku "stylu życia fit" przerwała żona Roberta Lewandowskiego. Trudno było nie zacząć mówić o rywalizacji, zwłaszcza gdy obie panie właściwie zaczęły dublować się w swojej działalności: Anna i Ewa oferują już nie tylko programy ćwiczeń, ale też zdrowe przekąski, naturalne kosmetyki oraz oczywiście codzienną dawkę motywacyjnych haseł w mediach społecznościowych.
Mimo tego Lewandowska i Chodakowska niechętnie podejmują wątek konkurowania ze sobą, a na swój temat wypowiadają się raczej z szacunkiem i powściągliwie.
Przynajmniej gdy mówią o sobie bezpośrednio, bo sprawa wygląda nieco inaczej w przypadku "dyskretnie" przemycanych złośliwości we wpisach na Instagramie, co kilka razy przydarzyło się Chodakowskiej. Fanom trudno było uwierzyć w przypadek, gdy Ewa, zapowiadając swój nowy kalendarz, chwaliła się, że okładka jej wydawnictwa nie zostanie opatrzona wizerunkiem "wielkiej głowy". Tak się złożyło, że kilka dni wcześniej swój kalendarz ze swoją "wielką głową" wypuściła na rynek Lewandowska. Tłumaczenia Ewy, że to przytyk do niej samej, nie brzmiały zbyt przekonująco.
ZOBACZ: Chodakowska wbija szpilę Lewandowskiej: "Wyciągać na spotkaniu kalendarz ze swoim zdjęciem na okładce, no TROCHĘ OBCIACH"target="_blank">
Sytuacja powtórzyła się, gdy Ania zadebiutowała ze swoją linią wegańskich kosmetyków. Zaraz potem o tym, że i ona ma takie w ofercie, przypomniała na Instagramie Chodakowska. Zachwalając niższe ceny swoich "nieelitarnych" produktów, kolejny raz, w interpretacji wielu fanów, subtelnie zaczepiła "rywalkę"...
ZOBACZ: Ewa Chodakowska docina "elitarnej" Lewandowskiej? "Ja nie jestem dla ELIT! Jestem dla KAŻDEGO"
Kilka dni temu fanki obu trenerek żyły doniesieniami o tym, że, wbrew zapewnieniom, nie prowadzą one samodzielnie swoich kont w mediach społecznościowych. Lewandowska w odpowiedzi do internautki zarzekała się, że tak nie jest, ale niedawna awaria Facebooka ujawniła, że w obsłudze konta w tym serwisie społecznościowym pomaga jej niejaka pani Kasia. Chodakowska nie czekała długo z triumfalnym obwieszczeniem, że jej działań nikt nie wspiera, mimo że wielu, "patrząc na skalę tej sytuacji", mogło tak pomyśleć. Co więcej stwierdziła, że przez swoje zaangażowanie i oddanie fankom nie miała wolnego od 10 lat.
Nie ukrywam, że patrząc na tę sytuację, czuję satysfakcję. Udowadnia, że moje oddanie, moja uczciwość, mój szacunek do pracy i do Ciebie nie jest tylko słowem rzuconym na wiatr. Każdy post, każdy lajk, każda emocja, ta dobra i ta zła, to ja, od 10 lat - zachwycała się sobą.
Tymczasem jak udało nam się ustalić, dostęp do zarządzania kontem Ewy na Facebooku ma aż... 12 osób!
W tym miejscu jeszcze raz podkreślamy, że nie widzimy nic złego w tym, że osoby publiczne z milionowymi zasięgami i kilkoma biznesami do prowadzenia korzystają z pomocy specjalistów w obsłudze swoich kont w mediach społecznościowych. Dziwniejsze byłoby, gdyby tak się nie działo.
Pytanie więc, po co kłamać?