Jerzy Bralczyk w programie TVP Info "100 pytań do" powiedział, że takie pojęcia jak "adoptowanie zwierząt" czy "pies umarł" z perspektywy językoznawcy są dla niego obce. Spotkało się to z powszechnym oburzeniem. Słowa profesora w rozmowie z Pudelkiem skomentowała m.in. Karolina Korwin Piotrowska. Dziennikarka powiedziała, że współczuje mu "zmurszałego i pozbawionego empatii podejścia do naszych braci mniejszych".
Skontaktowaliśmy się z językoznawcą, by zapytać o całą sytuację i zamieszanie wywołane jego słowami. Nie był jednak rozmowny i szybko zakończył rozmowę. Przyznał, że ma już dość tego tematu i jest zmęczony.
Mam tego dosyć. Już tak się to teraz rozgęściło strasznie, czy zagęściło raczej. Jestem już zmęczony tym wszystkim... Niech Pan zadzwoni za jakiś czas. Pozdrawiam - usłyszał nasz dziennikarz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bardziej rozmowny był z dziennikarzami Onetu. Profesor podtrzymał swoje zdanie i po raz kolejny podkreślił, że adoptuje się ludzi, nie zwierzęta.
Nie śledzę burzy. Obrazili się na mnie psiarze? Nie adoptujemy psów, adoptujemy ludzi - powiedział.
Jerzy Bralczyk: "Umarł pies" czy "umarł kot" wydają mi się nie na miejscu
Co z kolei sądzi o "umieraniu psów" i innych zwierząt?
To nie o to chodzi, że nie powinniśmy tak mówić. Możemy, jeżeli ktoś chce. Jednak właściwym słowem, które jest używane w polszczyźnie na określenie śmierci zwierzęcia, jest to, że zdycha. Zdychają i lwy, i komary, i psy, i inne zwierzęta. Niestety, przez wieki zyskało ono negatywne skojarzenie. Umieranie zwierząt jest pewnym nadużyciem metaforycznym tego słowa. I tak jak można powiedzieć, że umierają idee czy umierają państwa, tak można powiedzieć i o zwierzętach. Ale właściwym, pierwotnym słowem jest właśnie zdychać. Zdychanie ma związek etymologicznie z oddychaniem, wdechem, tchem i wszystkim tym, co jest związane z duchem. Etymologicznie to nie jest słowo nacechowane pejoratywnie. Jeżeli ktoś nie lubi słowa "zdychanie", to ja bym sugerował używanie, takich jak "odszedł", "nie ma go". Jednak umieranie wolałbym zarezerwować dla człowieka, tak samo, jak adopcję - tłumaczy w Onecie.
Sam jestem kociarzem i niestety, koty też zdychają. Przykro, że to robią, ale tak już jest. Dzisiaj nie jest to miłe słowo, ale jest wpisane w polszczyznę. Jeżeli są szokujące (słowa o "zdychaniu", przyp. red.), to za to bardzo przepraszam. Wciąż jednak "umarł pies" czy "umarł kot" wydają mi się nie na miejscu. Jest jedno zwierzę, które umiera - to pszczoła. O niej nigdy się nie mówiło, że zdycha. Tak od zawsze było w tradycji języka - dodaje prof. Bralczyk.
Zgadzacie się z nim?