Show biznes dostał właśnie nową patocelebrycką wojenkę, o którą nikt nie prosił. Po tym, jak w sieci ukazał się nasz wywiad, w którym żywy Ken opowiada o swoim "synku", zgłosiła się do nas matka dziecka, Gosia Muzaj. Udzieliła nam obszernego komentarza, w którym wyjaśniła, że wróżbita wcale nie jest ojcem Antosia i okłamał swoich fanów jedynie po to, by wywołać wokół siebie szum. Muzaj stwierdziła, że przez wynurzenia Kena chłopczyk jest wytykany w szkole palcami. Postanowiliśmy poprosić Michała Przybyłowicza, by odniósł się do słów matki dziecka. Ken przyznał, że okłamał swoich fanów, ale winą obarczył swoją byłą przyjaciółkę Małgorzatę...
Totalną bzdurą jest informacja, że wymyśliłem tę akcję i zrobiłem ją dla rozgłosu. Nie potrzebowałem go, bo byłem już na tamten moment znaną osobą. Prawda jest taka, że pomysł wyszedł spontanicznie, niestety po procentach, i obydwoje byliśmy prowodyrami tej sytuacji - twierdzi Ken.
Ponoć Ken chciał szybko zdementować plotkę, którą sam wypuścił. Gosia jednak przekonała go, by tego nie robił.
Pamiętam, że następnego dnia chciałem usunąć instastory i rozważałem opcję podania informacji, że jest to fake news, ale Gosia mnie przed tym powstrzymała. Powiedziała, że ludzie wyleją falę hejtu. Zarzekała się, że lubi skandale i uwielbia, kiedy ludzie gadają, i że będzie to nasza wspólna prowokacja i tajemnica. Była też z nami osoba trzecia, która może potwierdzić, że mówię prawdę.
Media same ten temat rozdmuchały a dopiero później ktoś poprosił mnie o jakikolwiek komentarz. Przyznaję, to był wielki błąd i żałuję, że tak się zachowałem. Czasu nie cofnę. Stało się... Nie ukrywam, że pomimo tak krótkiego czasu zżyłem się z tym chłopcem i wiem, że on ze mną też. Chcę też pokazać kilka wiadomości, które pisała matka dziecka o tym, jaki Antek ma do mnie stosunek i kto kogo nakręcał do dalszych intryg. Jeśli Małgorzata twierdzi, że nie porusza tego tematu dla rozgłosu, wystarczy chwilę się zastanowić i dojść do wniosku, że zaprzecza sama sobie.
O ile mnie pamięć nie myli, informacja o dziecku pojawiła się w mediach w marcu. I szybko ucichła. Nie rozgrzebywałem tego dalej. Twarz dziecka była na moich KILKU zdjęciach niewidoczna, właściwie znikoma. Mamy wrzesień, Antek poszedł do zupełnie nowej szkoły (jest pierwszoklasistą) i ja mam uwierzyć w to, że dzieci w szkole go o mnie pytają? Bo każdy żyje artykułem z marca i każdy wie, że to akurat to dziecko?
A czy ja przez te wszystkie miesiące chodziłem z jego zdjęciem na czole lub wypisanym imieniem i nazwiskiem albo on moim? Rozumiem, gdyby jego wizerunek latał po sieci wszem i wobec, a to nie miało miejsca.
Ken twierdzi, że argumenty Małgorzaty Muzaj są zupełnie nietrafione.
Kolejna sprawa: pytam jak i gdzie ponownie wykorzystuję tego chłopca do promocji? Jeden z ostatnich wywiadów, gdzie zapytano mnie o „syna” krążył po sieci może 2 doby. Zgasiłem temat szybko. Powiedziałem, że nie chcę się wypowiadać. Że jest wszystko w porządku i niech tak zostanie. Gdybym chciał się promować, to właśnie otworzyłbym puszkę pandory i opowiadał, że nasze stosunki się zmieniły itp. itd. Wtedy z pewnością media zaczęłyby dociekać dlaczego. Nie mam sobie nic do zarzucenia.
Wykorzystałem wizerunek dziecka raz i to za zgodą matki, później tego nie robiłem. Jeśli Gosia faktycznie nie chce wykorzystać tej sytuacji dla rozgłosu, to myślę, że nie pozwoli na dalszą g*wnoburzę, każdy z nas się wypowiedział i zakończymy temat. W końcu chodzi o dobro dziecka.
Dostaliśmy również kilka screenów rozmowy Kena z matką Antosia, które mają świadczyć o tym, że mówi on prawdę.
Komu wierzycie?