Temat koronawirusa cieszy się obecnie największym zainteresowaniem mediów i nic nie wskazuje niestety na to, żeby wkrótce miało się to zmienić. Znudzeni kwarantanną celebryci szukają coraz ciekawszych pomysłów na spędzenie wolnego czasu, dwojąc się i trojąc, by uradować swoich fanów.
Ostatnio "na salony" wrócili też Deynn i Majewski, którzy zrobili sobie małą przerwę od show biznesu po głośnej aferze z siostrą Marity w roli głównej. Po powrocie do Polski narobili wiele szumu, twierdząc, że pobyt w USA ich odmienił. Wskazywać na to miało m.in. założenie przez celebrytów fundacji charytatywnej Unicorn, która pomaga "biednym i poszkodowanym dzieciom, a także zwierzętom w Polsce i na świecie".
Kilka dni temu pisaliśmy, że Marita poczuła się na tyle pewnie w roli altruistki i moralizatorki, że upomniała koleżankę po fachu - Wersow, która podczas panującej pandemii wybrała się na wakacje do USA. W obszernym komentarzu pod zdjęciem Weroniki Deynn słusznie zaznaczyła, że "osoby publiczne powinny świecić przykładem", a więc w obecnej sytuacji siedzieć w domu.
Przypomnijmy: Deynn KRYTYKUJE Wersow za wyjazd do USA w czasie pandemii. "My, osoby publiczne, powinniśmy świecić przykładem!"
Nie wszystkim spodobało się jednak zaangażowanie Marity w edukację młodszego pokolenia. Sylwester Wardęga zarzucił Maricie hipokryzję, na którą wskazywać miałoby to, że Majewscy podczas prowadzenia zbiórek charytatywnych epatują bogactwem i "wycierają sobie mordy akcjami charytatywnymi".
Zamiast klasy ekonomicznej wybierają biznesową, która jest droższa o 20 tysięcy złotych, a swoich obserwatorów pouczają o istotności "każdej złotówki". Zdaniem Wardęgi, zachowanie Majewskich - niegodne nazwania "modelowym" - odbiera im prawo do pouczania innych osób.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź celebryckiej pary. Marita i Daniel prędko więc wypunktowali Wardędze nieścisłości i błędne informacje, które ich zdaniem youtuber zawarł w swoim materiale wideo.
Dawno nie widziałem tak głupiego, naciąganego, przesiąkniętego bzdurami i błędnymi informacjami filmiku jak ten dzisiejszy Wardęgi. Ręce opadają, dramat - napisał Daniel. Nigdy nie reagujemy na tego typu "twórczość", ale nie pozwolimy, by cierpiało dobre imię naszej fundacji, bo wkładamy w to za dużo serca.
Para odniosła się do każdego zarzutu youtubera i zapewniła, że sto procent kwoty zebranej przez ich fundację trafia do osób lub inicjatyw, które wspierają. Dowody na każdą z takich wpłat mają znajdować się na instagramowym profilu fundacji w wyróżnionych relacjach.
W statucie fundacji nie ma jednak informacji o tym, że całość zebranej kwoty jest przeznaczona na dany cel charytatywny. Poprosiliśmy więc o komentarz w tej sprawie Daniela. Zapytany o dowód przeznaczania 100% zebranych pieniędzy na dany cel odpowiedział:
Nie, w statucie nie ma na ten temat informacji, ponieważ tworząc fundację, myśleliśmy też o swojej przeszłości. Gdyby coś się stało, jak na przykład dwa lata temu - pamiętna utrata kontraktów z dnia na dzień, musielibyśmy zaprzestać prowadzenia fundacji ze względu na brak środków do życia - wyjaśnił Majewski. Kancelarie, informatycy, graficy nie pracują za darmo. Być może dobrym pomysłem jest to, aby publicznie napisać tę informację, skoro nie mamy żadnych wątpliwości, że wszystkie koszta są i mogą być po naszej stronie.
Trener wyraził też skruchę co do swojego zachowania w przeszłości i zapewnił, że te czasy są już za nimi...
W przeszłości bywało z nami różnie, dlatego liczymy się z tym, że co jakiś czas musimy się z czegoś dodatkowo tłumaczyć. Nie zamierzamy zmieniać obranego celu i dążymy do tego, aby nasza fundacja była topową organizacją non-profit w Polsce - napisał trener.
W przesłanym do redakcji Pudelka oświadczeniu Majewski podkreśla również, że "każda fundacja ma prawo pobierać określony procent na cele statutowe fundacji, a ponadto zarząd, w tym przypadku Daniel i Marita, mogą pobierać wynagrodzenie". Jak dodaje, oni jednak tego nie robią.
Nie pobieramy żadnego wynagrodzenia, a 100% z każdej zbiórki przeznaczamy na cel, na który zbieramy - zapewnia.
Jako dowód Majewski przedstawił nam, jak rozliczana była jedna z przeprowadzonych przez ich fundację zbiórek.
Zbiórka na Ekostraż odbywała się w taki sposób, że Ekostraż regularnie wysyłała nam faktury do opłacenia, a my je opłacaliśmy aż do wyczerpania kwoty. W grudniu 2019 roku wydaliśmy ostatnie pieniądze ze zbiórki, która wynosiła 100 064 złotych, ale Ekostraż napisała do nas później z pytaniem, czy mogą domówić coś pomimo przekroczonego "limitu" - zaczął, by następnie zaprezentować nam screen wiadomości, z której wynika, że zgodził się przeznaczyć na ten cel kolejne pieniądze fundacji.
Wierzycie w dobre intencje Majewskich, a może jednak podzielacie opinię Wardęgi?