Zaledwie kilka dni po pogrzebie Krzysztofa Krawczyka wśród jego bliskich wybuchła niesmaczna wojna. Wdowa po muzyku podczas ceremonii pożegnalnej muzyka zwróciła się do Mariana Lichtmana, by ten przestał się wtrącać i promować na jej tragedii. Ewa Krawczyk opublikowała również ostry apel do Lichtmana, by uszanował żałobę po zmarłym artyście i nie rozpowiadał plotek na temat jej rodzinnego życia.
Przypomnijmy: Ewa Krawczyk apeluje do Mariana Lichtmana: "Uszanuj naszą żałobę. Mój mąż mnie OSTRZEGAŁ PRZED TOBĄ"
Marian Lichtman przekonuje, że między nim a Ewą nie ma żadnego nieporozumienia i darzą się wielką sympatią. Źródła konfliktu doszukuje się w Andrzeju Kosmali, który jego zdaniem, chciał odciąć Krzysztofa Krawczyka od Trubadurów.
Kompozytor woli zachować dyplomatyczne relacje z Andrzejem Kosmalą. Zdaniem muzyka, menadżer Krawczyka nigdy nie przepadał za zespołem Trubadurzy i obawiał się sentymentalnych powrotów 74-latka do początków kariery.
Pan Andrzej Kosmala nigdy nie darzył sympatią zespołu. Całe życie bał się zespołu Trubadurzy, że Krzysztof coś może z nami zrobić. Krzysztof zawsze nas wspierał. Ciągnęło go do wspomnień. Trubadurzy to nie był czas pana Kosmali.
Marian Lichtman w rozmowie z Michałem Dziedzicem dodał, że dziwne obawy Kosmali mogą wynikać z jego nieobecności w życiu Krawczyka, kiedy ten stawiał swoje pierwsze muzyczne kroki. Dodał, że na sukces "polskiego Elvisa Presleya" pracował cały sztab specjalistów. Na koniec skromnie stwierdził, że "gdyby nie było Trubadurów, to nie byłoby Krzysztofa Krawczyka".
Niepotrzebna ta panika, nie był nigdy fanem. Nie bolało nas to, ale dziwiliśmy się jemu. Po rozmowach ze mną nie był potem również moim fanem. Krzysztof sam prowadził swoją działalność, dużą pracę robiła Ewa. Kosmala też miał duży wkład pracy. Krzysztof otaczał się dobrymi muzykami, panował nad tym. Powiem szczerze. Gdyby nie było Trubadurów, to nie byłoby Krzysztofa Krawczyka. Wtedy nie było pana Andrzeja Kosmali.