Nie milkną echa na temat sobotniego zdarzenia z Antonim Królikowskim w roli głównej. Policja zatrzymała aktora na warszawskiej Woli z podejrzeniem prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości. Natychmiastowo wykonano badania, które wykazały, że 34-latek nie spożywał alkoholu, ale w jego organizmie wykryto ślady zażywania THC. Królikowski tłumaczył pozytywny wynik narkotestu wykorzystywaniem w leczeniu medycznej marihuany. Sprawą zajęła się już prokuratura.
Gdy media obiegła wieść o zatrzymaniu aktora i jego okolicznościach, internauci zaczęli zastanawiać się, czy kolejna kłopotliwa sytuacja Królikowskiego będzie miał wpływ na sprawę rozwodową z Joanną Opozdą, która wciąż jest w toku. Aktorka jeszcze jakiś czas temu publicznie spierała się z Antonim o alimenty dla syna, Vincenta. W styczniu do akcji miała wkroczyć prokuratura. Sprawę skomentowała dla nas adwokat Anna Kubica, która przypomniała, że każda sytuacja powinna być traktowana indywidualnie. Podkreśliła jednak, że sąd bierze pod uwagę winę i kompetencje wychowawcze małżonków, więc niczego nie można wykluczyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Piotr Kaszewiak o wpływie zatrzymania Królikowskiego na jego proces rozwodowy
Zwróciliśmy się w tej sprawie także do mecenasa Piotra Kaszewiaka, który często pojawiał się w roli eksperta w programie "Sprawa dla reportera". Adwokat zdecydował się odnieść do sprawy Antoniego Królikowskiego, zwracając szczególną uwagę na to, czy może mieć ona wpływ na proces rozwodowy aktora.
Zbyt dobrze znam realia sali sądowej, aby mieć jakiekolwiek wątpliwości, co do tego, czy fakt postawienia zarzutów karnych jednej ze stron postępowania rozwodowego zostanie wykorzystany przez drugą stronę. Jeśli strony pozostają skonfliktowane na tle opieki nad dzieckiem - taka "wpadka" przeciwnika procesowego to swoisty prezent i "dar z nieba", który z pewnością zostanie skwapliwie wykorzystany - stwierdził mecenas.
Jak może potoczyć się sprawa rozwodowa Królikowskiego i Opozdy? Piotr Kaszewiak komentuje
Piotr Kaszewiak zauważył, że "czasem strony wręcz prowokują podobne sytuacje by sobie zaszkodzić" i zdarzało mu się obserwować takie działania. Mecenas podkreślił, że trudno wyobrazić sobie, aby sąd rodzinny nie wziął głośnej sprawy pod uwagę. Wspomniał też o konsekwencjach.
Trudno wyobrazić sobie, aby sąd rodzinny - sam z siebie nie zainteresował się z urzędu faktem, że podsądnemu, o którego władzy rodzicielskiej ma zadecydować - postawiono właśnie zarzut kierowania pojazdem pod wpływem środków odurzających. Nie przesądzając niczyjej winy przed wyrokiem sądu (przypomnę o zasadzie domniemania niewinności, czy choćby o ostatnich szokujących doniesieniach mediów o wadliwych narkotestach stosowanych przez policję) rodzic w podobnej sytuacji naraża na szwank zaufanie do siebie jako odpowiedzialnego opiekuna i odtąd będzie musiał przekonywać sąd (i drugiego rodzica), że "problemy osobiste" (w domyśle z rzekomymi używkami) nie odbiją się na dziecku i nie narażą na szwank jego bezpieczeństwa. Zdarza się, że w podobnych sytuacjach sądy zmuszone są ingerować we władzę rodzicielską - np. przez jej ograniczenie i poddanie nadzorowi kuratora - podsumował Kaszewiak.