Choć Monika Miller zyskała popularność dzięki byciu wnuczką znanego dziadka, nie chce budować swojej pozycji w branży jedynie "znajomością" z Leszkiem Millerem. Ambitna celebrytka postanowiła rozpocząć karierę muzyczną. W połowie września miała miejsce premiera jej muzycznego debiutu, a singiel zatytułowany "W bezruchu", wbrew prognozom internautów, okazał się naprawdę dobry.
W międzyczasie Monika próbowała wytańczyć kryształową kulę, jednak jurorzy i telewidzowie nie docenili jej starań. Wnuczka byłego premiera musiała pożegnać się z programem.
Po zakończeniu przygody z "Tańcem z gwiazdami" fani Moniki spodziewali się nowych utworów muzycznych, które zresztą przez samą Miller były hucznie zapowiadane. Niestety, wygląda na to, że amatorzy popu w wykonaniu wnuczki Leszka Millera będą musieli jeszcze trochę zaczekać na album. Okazało się, że Monika mierzy się z powikłaniami po przebytej chorobie, w wyniku której na jej strunach głosowych pojawiły się guzy:
"Mam guzy na strunach głosowych" - przyznaje Monika w rozmowie z Pudelkiem. "Przyczyną są powikłania po odbytym krztuścu (inaczej kokluszu). Przepisano mi sterydy, leki antyhistaminowe oraz leki chroniące struny głosowe przed dalszym zniszczeniem. Jeżeli leczenie nie pomoże, konieczna będzie operacja i wycięcie guzów. Niestety, za bardzo ostatnio obciążałam struny głosowe i po nagraniu nowego kawałka będę musiała zrobić krótką przerwę od śpiewu. Zostaną mi tylko lekkie ćwiczenia wokalne.
Zapytaliśmy Monikę o to, jak zareagowała na diagnozę:
"Popłakałam się. Ostatnio nabawiłam się dużo problemów związanych ze zdrowiem, ale najokropniejszą rzeczą zawsze będą dla mnie komplikacje gardła i strun głosowych. Nie ma nic gorszego" - tłumaczy.
Na szczęście Miller może liczyć na wsparcie:
"Wszyscy moi bliscy wiedzą, jak bardzo istotną sprawą jest mój głos. Widzą że cierpię i starają się mnie pocieszać. Moi obserwujący również dają mi ogromne wsparcie".
Pudelek życzy powrotu do zdrowia!