Pod koniec zeszłego roku do mediów przedostała się informacja o tym, że Tomasz Lis trafił do szpitala w Olsztynie. Z doniesień wynikało, że jego stan był ciężki, ale nie wiadomo było, co właściwie dolega dziennikarzowi. Okazało się, że szef Newsweeka przeszedł rozległy udar mózgu. Lis opowiedział o tym jakiś czas później, w programie NieZŁY pacjent na antenie Radia ZET.
Udar jest specyficznym doznaniem, bo nie boli. Człowiek czuje, jakby ciało się od niego oddzielało - tłumaczył w rozmowie.
Po kilku miesiącach Tomasz wrócił do pracy i cieszył się, że prawie odzyskał dawną formę.
Niestety, w marcu tego roku dziennikarz ponownie trafił do szpitala. Tym razem na oddział kardiologiczny.
Problemy zdrowotne dziennikarza są na tyle poważne, że Lis musi zacząć się oszczędzać. Jak informuje nasze źródło, aktualny stan zdrowia 54-latka nie pozwala mu na powrót do pełnej aktywności. Przed chorobą Tomasz Lis był bardzo sprawny fizycznie i biegał na długich dystansach.
Maraton pierwszy, drugi, dziesiąty, piętnasty. Jakiś obłęd. To mi dawało poczucie niemal wszechmocy. Buńczuczno-narcystyczne przekonanie, że czas mija, a ja jestem coraz szybszy, mam coraz lepszą kondycję, więc jestem chyba niezwyciężony, a może nawet graniczy to z nieśmiertelnością - mówił w rozmowie z Michałem Figurskim.
Teraz wszystko się zmieniło.
Tomek usłyszał od fizjoterapeutów, że nigdy więcej nie wystartuje w maratonie. Dozwolone są dla niego tylko krótkie przebieżki po parku. Koniec ze sportem wyczynowym - donosi nasz informator.
Dziennikarz źle przyjął tę informację.
Jest załamany. Sport zawsze stanowił ważną część jego życia. Tomek jest cały czas rehabilitowany, wciąż walczy, ale zdał sobie sprawę, że już nigdy nie odzyska pełni sprawności fizycznej - ujawnia znajomy Tomasza.