Królowe życia przez pierwsze kilka sezonów cieszyły się stosunkowo niszową widownią, aby w końcu zdobyć stałą - sporą widownię. Prędko okazało się jednak, że zwiększone zainteresowanie publiki może być dla formatu zgubne. Coraz więcej osób zaczęło bowiem przyglądać się szemranej przeszłości części bohaterów. Mimo to zdecydowano się na angaż szczecińskiego dewelopera Arka "Megakota" Kocika. Arkadiusz Zgorzelski, bo tak brzmi jego właściwe imię i nazwisko, wyręczał portale plotkarskie, samemu chwaląc się w mediach, że cztery jego eks zginęły w tajemniczych okolicznościach. Natomiast o przyczynienie się do śmierci jednej z nich był nawet podejrzewany.
Po interwencji Jana Śpiewaka stacja ogłosiła, że "Megakot" został już wydalony z programu. Nikt nie spodziewał się jednak, że wkrótce jego los podzieli dwoje z najmniej problematycznych bohaterów show - Leon i Damian Antczak-van Nispen. Sami zainteresowani zdawali się być kompletnie zaskoczeni informacją o końcu przygody z telewizją. W rozmowie z Pomponikiem zaznaczyli jedynie, że to nie oni podjęli decyzję o odejściu.
Zaintrygowani takim obrotem spraw postanowiliśmy nadstawić ucha, aby sprawdzić, jakie pogłoski krążą po korytarzach grupy TVN. Jak się okazuje, producenci Królowych życia już w grudniu ubiegłego roku podjęli decyzję o pozbyciu się ze scenariusza wszystkich "królów". Od teraz programem rządzić będą jedynie panie.
W nowym sezonie "Królowych życia" wracamy do formuły z wyłącznie kobiecą reprezentacją. Decyzja ta zapadła już pod koniec ubiegłego roku. To samo dotyczyło zresztą Megakota - podaje nasze źródło.
Możemy przy tym uspokoić wszystkich fanów Jacka Wójcika - przyjaciela Dagmary Kaźmierskiej. Jako że nigdy nie był on oficjalnym "królem", to nadal będziemy mogli oglądać jego perypetie.
Myślicie, że tego typu zabiegi zdołają uratować jeszcze "dobre imię" programu, czy jest już na to odrobinę za późno?