Od poniedziałkowego wieczora polskie media żyją kolizją z udziałem Jerzego Stuhra, u którego policja stwierdziła 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu w momencie zatrzymania. Dzień po przykrym wydarzeniu aktor sam zabrał głos w sprawie, deklarując pełną gotowość do współpracy ze służbami wyjaśniającymi sprawę. Medialna wrzawa jednak nie ucichła, czemu nie ma się co dziwić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ostatnią środę, przy okazji premiery filmu "Bejbis", reporter Pudelka Michał Dziedzic zapytał Wiktora Zborowskiego o odczucia w sprawie przypadku jego kolegi po fachu. Zborowski jest zdania, że dobre imię Stuhra przetrwa kryzys. Podkreśla, że Stuhr w żadnym razie nie może liczyć na ulgowe traktowanie, a przy tym musi mierzyć się z publiczną debatą na temat zdarzenia.
Jerzy jest autorytetem, był autorytetem i będzie autorytetem. To świadczy tylko o tym, że jest człowiekiem, który popełnia błędy - wyjaśnia gładko. Każdy popełnia błędy, każdy się musi potem jakoś odnaleźć. Wiadomo, popełnił błąd, stało się, źle się stało i tyle. Nie jest traktowany [tak samo, jak każdy inny człowiek by był na jego miejscu - przyp. red.]. Jest po nazwisku w każdej telewizji wymieniany, podczas gdy w innych przypadkach nikt by na to nie zwrócił uwagi. A to, że on jest osobą publiczną, bardzo znaną... dlatego to jest jego błąd.
Zdaniem Zborowskiego dyskusja wokół Stuhra przybiera szczególnie paskudny charakter w mediach społecznościowych. Aktor nazywa ją linczem...
Powinno się [takie zachowania piętnować] i się piętnuje, co zresztą widać we wszystkich możliwych telewizjach i portalach rozmaitych. A już w portalach społecznościowych to wręcz prawie że do linczu dochodzi. Ale tak to jest.
Zgodzicie się ze Zborowskim, że Stuhr po poniedziałkowym "błędzie" nadal będzie uznawany za autorytet?