"Sprawa dla reportera" to unikat na rynku programów telewizyjnych: audycja, której głównymi gwiazdami są Elżbieta Jaworowicz i jej nogi, gości na antenie od prawie... czterdziestu (!) lat. Niestety, ostatnio w "Sprawie" wiele się pozmieniało, głównie na gorsze. Kiedyś Jaworowicz faktycznie pomagała, słusznie doczekując się renomy groźnej i skutecznej reporterki z telewizji, która nie boi się indolencji urzędników. Od kilku lat program wygląda jednak jak parodia interwencji, a wszystko odbywa się w bazarowej atmosferze przekrzykujących się gości i "ekspertów". Często Jaworowicz zaprasza do siebie "gwiazdy", które mają podnieść na duchu zrozpaczonych pokrzywdzonych.
Ci, którzy oglądają "Sprawę dla reportera" sporadycznie, mogą być zszokowani kolejnymi pomysłami producentów. Ten z ostatniego odcinka, prawdę mówiąc, jest już standardem w programie, jednak nie zmienia to faktu, że warto nagłośnić jego absurdalność. Bohaterką czwartkowego wydania "Sprawy dla reportera" była pani Maryna z Ukrainy, która walczy z mężem Polakiem o prawa do opieki nad dziećmi. Ona wychowuje najmłodszego syna, jednak mężczyzna mieszka z dwójką pozostałych dzieci. Są w trakcie rozwodu. Zrozpaczona pani Maryna opisywała, że mąż utrudnia jej kontakty z dziećmi, mimo że sąd zdecydował inaczej.
Producenci postanowili zareklamować "Sprawę" wyimkiem wypowiedzi pani Maryny, w której ta opisywała zachowanie męża. Mężczyzna, wnioskując z opisu, nie dbał o jej potrzeby - kiedyś na Dzień Kobiet dał jej śledzie zamiast kwiatów, bo "śledzie przynajmniej zje, a kwiaty zwiędną". Trudny przypadek zwaśnionego małżeństwa sprowadzono do anegdoty o śledziach.
Jak można się domyślać, pani Maryna nie uzyskała w "Sprawie" konkretnej pomocy. Przyszła do telewizji, zrobiono z niej wybredną przeciwniczkę śledzi, a na koniec sprezentowano występ "gwiazdy". Okazał się nią Paweł Jasionowski z zespołu Masters, który na antenie pogibał się do hitu... "Żono moja". Nawet nie zaśpiewał go na żywo, tylko poudawał (dość słabo), że śpiewa z playbacku. Pani Maryna siedziała zakłopotana, a w pewnym momencie się popłakała. Wygląda na to, że najbardziej zadowolona była Elżbieta Jaworowicz, która w rytm muzyki kręciła się na swoim fotelu i pilnowała, by nie rozplątać nóg.
Zobaczcie, co stało się w ostatniej "Sprawie dla reportera". Co będzie dalej...?