Szeroko rozumiany kontent podróżniczy jest jednym z tych, dzięki którym przy odrobinie szczęścia można w sieci zwrócić na siebie uwagę i pozyskać stałych obserwujących, a potem nieźle zarabiać, oczywiście na kolejne podróże. Przekonała się o tym między innymi Anna Skura, której właśnie za sprawą relacjonowania dalekich wypraw udało się jako tako wybić w sieci.
Anna Wendzikowska już dawno temu też poczuła, że dalej zajedzie (i zaleci) na zdjęciach z kolejnych światowych wycieczek, aniżeli na krótkich wywiadach z gwiazdami Hollywood, którzy czasem obnażają jej rażącą niewiedzę.
W gronie wielu liczących na pójście w ich ślady jest niejaka Aleksandra Żelazowska. "Alexxis", jak przedstawia się na Instagramie dziewczyna, jest influencerką od chwalenia się podróżami, która może pochwalić się widownią liczącą ponad 120 tysięcy. Choć biorąc pod uwagę świat social mediów, nie są to wielkie liczby, dzięki ostatniemu wyznaniu Ola zwróciła na siebie uwagę szerszej publiczności.
Odpowiadając na pytania obserwatorów, Żelazowska nieoczekiwanie wyznała, że marzy o udziale w... katastrofie lotniczej. Influencerka w pierwszej kolejności zdradziła, że nie tyle nie boi się podróżować samolotami, co wręcz "lubi turbulencje i awaryjne lądowania".
Przynajmniej coś wtedy się dzieje - przekonywała, kwitując temat latania wspomnianym wyznaniem: Moje minimarzenie to przeżyć katastrofę lotniczą lol.
Wypowiedź Aleksandry, czego ewidentnie się nie spodziewała, poniosła się po internecie na tyle szeroko, że na drugi dzień podróżniczka poczuła się zobligowana do niej odnieść.
Nie planowałam się do tego odnosić - zaczęła na wstępie. Ale robi się jakiś dziwny viral i po raz kolejny jakieś wkładanie mi w usta słów, których nie wypowiedziałam, i robienie nadinterpretacji - poskarżyła się na Instastories. Szczerze? To jest najbardziej absurdalne przyczepienie się, jakie widziałam kiedykolwiek do kogokolwiek w internecie.
Żelazowska wskazuje, że jej opinia na temat katastrof nie jest niczym nowym:
Co dziwne, nie przyczepił się nikt z moich stałych obserwatorów, to się dzieje poza Instagramem. O moim podejściu do katastrof lotniczych ja już mówiłam od lat. (...) Powiedziałam, że jeśli mogłabym sobie wybrać sposób, w jaki miałabym umrzeć, to byłaby to katastrofa lotnicza. Ale to nie znaczy, że za każdym razem jak wsiadam do samolotu, mam takie: "Oby była katastrofa!". No oczywiście, że nie! - tłumaczy się.
Takie pytania często się pojawiają w Q&A i w normalnych rozmowach ludzie też takie pytania sobie zadają - mówi dalej Ola. Ja jeśli miałabym wybrać jakiś wymarzony sposób, w jaki moje życie miałoby się skończyć, to byłoby to w trakcie robienia czegoś, co kocham - podróżując.
W kolejnych nagraniach Ola wyjaśnia, że nadal marzy się jej samo "doświadczenie" katastrofy (!) i zapewnia, że nie robi nic, by to marzenie spełnić:
(...) A co do chęci doświadczenia katastrofy, to po prostu chciałabym tego doświadczyć, wiedzieć, jakie to jest uczucie. I to wcale nie znaczy, że wsiadając do samolotu, chcę wejść do kabiny pilotów, czy robię cokolwiek w kierunku tego, by katastrofa się wydarzyła, czy chcę, by krzywda przydarzyła się innym ludziom - słyszymy.
(...) Interesuję się katastrofami lotniczymi, podróżami i lotnictwem, oglądam wiele filmów katastroficznych, dokumentów o lotnictwie. Nie wszystkie katastrofy kończą się tak tragicznie, jak np. katastrofa smoleńska. Są katastrofy, w których przeżywają wszyscy pasażerowie - kontynuuje wywód wymykający się już nieco spod kontroli.
Ja bym chciała tego doświadczyć, zobaczyć te procedury itd. - tłumaczy dalej, ubolewając nad reakcjami na jej wyznanie: (...) To jest absurd! Jest piękna pogoda, wyjdźcie, zróbcie coś ze swoim życiem i nie przeżywajcie tak, nie dopowiadajcie teorii do tego, co ktoś mówi - apeluje. To jest totalnie drama z d*py.
Na koniec Aleksandra dzieli się innymi "marzeniami":
Tak samo chciałabym kiedyś przeżyć trzęsienie ziemi, zobaczyć na żywo tsunami i pogłaskać dinozaura. Co nie znaczy, że chcę, aby komuś trzęsienie ziemi popsuło dom, tsunami zalało podwórko czy kogoś zjadł dinozaur. Chciałabym doświadczyć, wiedzieć samemu, jak to jest. Nikomu nie życzę źle, a chcieć sobie mogę - przecież takie rzeczy nie są zależne od nas - kwituje.
Myślicie, że Alexxis znalazłaby wspólny język z Anną Skurą i Anną Wendzikowską? Może na wszelki wypadek przypomnijmy, że dinozaurów już na Ziemi nie ma, a nawet w erze ich życia człowiek nie mógł żadnego z nich "pogłaskać" bo go jeszcze wtedy nie było.