Nie ulega wątpliwości, że obecna sytuacja w Polsce pod kilkoma względami jest wyjątkowa: w trakcie szalejącej pandemii, w kryzysie gospodarczym, kobiety tłumnie wyszły na ulice walczyć o swoje prawa. Protesty coraz częściej wymierzane są także w kościół katolicki, co, biorąc pod uwagę dotychczasową pozycję kleru, naprawdę jest niespotykane.
Wydawać by się mogło, że w XXI wieku świadomość takich zjawisk jak seksizm czy mizoginia powinna być naprawdę w jakiś sposób rozwinięta. Niestety, okazuje się, że istnieją przestrzenie, w których rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością jest naprawdę spory. Flagowym przykładem festiwalu seksizmu są wybory miss. Co ciekawe, jedną z takich imprez transmitowano we wtorkowy wieczór.
Chodzi o galę Miss Warszawy, która odbyła się 5 października, w środku pandemii koronawirusa. Jedna ze stacji telewizyjnych pokazała wybory miss Warszawy, co samo w sobie nie byłoby może aż tak oburzające, gdyby nie fakt, jak podczas imprezy zachowywała się publiczność.
Sądząc po widoku ustawionych obok siebie stolików, o dystans było trudno. Mało kto (żeby nie powiedzieć: nikt) miał na sobie maseczkę. Dziewczyny paradowały po scenie a to w kostiumach kąpielowych, a to w sukniach ślubnych - jak za starych dobrych czasów przed pandemią i sprzed zawieszenia życia kulturalnego. Wszystko komentował uśmiechnięty Krzysztof Ibisz w roli prowadzącego. Liczni sponsorzy w towarzystwie swoich partnerek odbierali wyrazy uznania za dofinansowanie imprezy.
Na widowni gościli członkowie jury, a wśród nich między innymi była żona Jana Nowickiego, Małgorzata Potocka, w której teatrze odbyła się gala oraz Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, znany pięściarz, który jeszcze niedawno nie chciał płacić alimentów na swoje dziecko.
Rozumiemy, że zapewne transmisji gali nie można było przełożyć z różnych względów. Ale może wydarzenia tego typu już w ogóle nie powinny się odbywać?