Trwa kolejna edycja "Ślubu od pierwszego wejrzenia", a jedna z par już wywołuje wśród internautów dość mieszane uczucia. Mowa o historii Kingi i Marcina, gdzie pan młody ewidentnie nie "czuje" ich relacji, co podkreślał już w programie kilkukrotnie. Teraz małżonkowie z programu wybrali się w podróż poślubną i znów nie obyło się bez komplikacji.
U Kingi i Marcina ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia" znów gorąco. "Jezu, jaki pancio"
Dzień po ślubie Marcin stwierdził przed kamerami, że ma pozytywne nastawienie. W towarzystwie Kinga wołała na niego "farmaceuta" czy po prostu "mąż", żartowali też w gronie znajomych o "amputowanym palcu". Ona twierdziła w przebitkach, że jej ukochany z programu szybko złapał kontakt z jej otoczeniem i cieszy się z jego otwartości. On mówił o żonie z nieco większą rezerwą.
Ciężko mi jeszcze określić, czy mamy jakieś wspólne cechy. Z rzeczy, które podaliśmy w ankietach, wiele się zgadzało, ale to musielibyśmy tak porozmawiać jeszcze bardziej szczegółowo - dywagował. Nie chcę wyciągać wniosków. Staram się patrzeć z taką chłodną głową.
Gdy Kinga i jej bliscy wyszli z ich pokoju, między Marcinem i jego świadkiem doszło do kolejnej poważnej rozmowy. Mężczyzna po raz kolejny twierdził, że nie jest pewien, czy to "to".
Na razie ciężko powiedzieć, czy w porządku. No stary, co ja ci mogę powiedzieć - mówił tajemniczo. Na pytanie o to, czy stawia w takim razie na spontaniczność, po prostu przytaknął.
Gdy otoczenie Kingi zniknęło, świeżo poślubionej parze ciężko było utrzymać rozmowę. Marcin raczył żonę półsłówkami na temat reakcji jego rodziny, a ona usiłowała cokolwiek z niego wyciągnąć. Nawet na pytanie o to, do którego z rodziców jest bardziej podobny pod względem charakteru, nie była w stanie uzyskać klarownej odpowiedzi. Kobieta pozwoliła sobie nawet na żartobliwe uszczypliwości, co jej nowy mąż traktował nad wyraz poważnie.
Ja chciałbym coś zjeść o 15:30, no... - mówił Marcin w samolocie.
To nie zjesz, będziesz chodził głodny. Jezu, jaki pancio, ty! Dostosuj się trochę - rzuciła Kinga, siląc się na żart. Reakcja mężczyzny jednak nie napawała optymizmem.
Ja mam takie specyficzne poczucie humoru - tłumaczyła potem w przebitkach. Jedna osoba może by się obraziła, ale to, jak się mówi, kto się czubi, ten się lubi.
W podróż poślubną para wybrała się na Maltę. Coraz wyraźniej było widać, że kobieta oczekuje od męża większego zaangażowania, on z kolei czuł się nieco zagubiony, nawet przy nawigowaniu ich wspólnego wyjścia według mapy. Skończyło się na tym, że to Kinga chwyciła za stery, co też nie wychodziło jej najlepiej. W efekcie dłuższą chwilę błądzili bez celu.
Fajnie nas dobrali, że daleko to my nie dojdziemy, jeśli chodzi o podróże. Pośmialiśmy się przynajmniej, mamy kolejną cechę wspólną - mówiła kobieta z nutką optymizmu.
Trochę za bardzo przywiązuje uwagę do tego, żeby ona wszystko mogła sama robić. Nawet nieść głupią reklamówkę - twierdził z kolei jej mąż z przekąsem. Widzę, że jak o czymś rozmawiamy, to jest w stanie wysłuchać mojego zdania, ale w danej chwili raczej woli, żeby było tak, jak ona chce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kinga zirytowała się na męża. "Ja nie chcę cały wyjazd decydować"
Dzień później Kinga już wyraźnie naciskała, żeby to mąż podjął decyzję, co będą robić. On z kolei był mocno niezdecydowany, przez co wywiązała się między nimi dość intensywna dyskusja. W przebitkach nie ukrywała, że spontaniczność jest w porządku, ale jednak woli mieć jakiś konkretny plan, w przeciwieństwie do Marcina. Ten w napływie emocji, idąc z żoną przez plażę, zaproponował dla nich nawet... wizytę na siłowni.
Mówię, ty zadecyduj coś, no - mówiła już lekko podirytowana.
Nie no, ja, mi to wiesz... Jak się lepiej czujesz, to możemy iść zagrać, tak? Możemy iść na siłownię, tutaj już dowolność. Możemy się iść kąpać - rzucił Marcin.
No to, Marcin. Jesteś facetem, zadecyduj coś. Ja nie chcę cały wyjazd decydować. Potrzebuję jakichś konkretu od ciebie, co ty chcesz robić - buntowała się jego nowa żona.
Takie są różne nastroje. Odczułem też takie poddenerwowanie, może napiętą atmosferę trochę. Nie jest powiedziane, że mężczyzna musi mieć tę rolę, żeby organizować cokolwiek, tak? To jest taki stereotyp, a takie naciski, bo nie każdy jest dobrym organizatorem, to nie zależy od płci, tylko od charakteru człowieka. Takie naciski nie prowadzą do niczego dobrego - bronił się potem w przebitkach.
Jeżeli Marcin woli, żeby ktoś za niego zdecydował i nie będzie się czuł jakiś gorszy w relacji, to okej. Ale my się nie znamy na tyle, a ja nie chcę popełnić podobnych błędów, jak te, które wcześniej były w moich relacjach - wyjaśniała z kolei Kinga.
Myślicie, że będzie z tej mąki chleb?