Odkąd Justin Bieber związał się z Hailey Bieber, kanadyjski idol nastolatek robi wszystko, co w jego mocy, by pozbyć się krzywdzącej łatki playboya i łamacza kobiecych serc. Mimo usilnych prób ocieplenia wizerunku większość osób kojarzy 26-latka głównie z gorszących ekscesów, których dopuszczał się na przestrzeni lat, takich jak nadużywanie narkotyków, przygodny seks czy załatwianie się w miejscach publicznych.
Trzeba przyznać, że dzięki małżeństwu z modelką muzykowi udało się nieco poprawić swój image w oczach Amerykanów. Teraz Bieber stara się świecić przykładem, prawiąc o boskiej interwencji, dzięki której odnalazł sens życia i zaczął namiętnie chodzić do kościoła. W jednym z wywiadów uduchowiony wokalista stwierdził też, iż żałuje, że nie zaczekał z seksem do ślubu.
Bardziej dojrzałe podejście muzyka do stosunku płciowego jest niewątpliwie częścią głośnego nawrócenia, do którego zainspirował go jego ukochany pastor Carl Lentz. Co ciekawe, znany kaznodzieja opuścił Hillsong Church w listopadzie, po tym, jak oskarżono go o... liczne romanse z kobietami. Teraz okazuje się, że celebryta pragnie pójść o krok dalej i zastąpić miejsce zaprzyjaźnionego pastora.
Justin nigdy nie był szczęśliwszy i zdrowszy. Mówi, że zawdzięcza to kościołowi - zdradza źródło OK! Magazine.
Nie oznacza to jednak, że artysta zamierza porzucić karierę gwiazdy popu.
Po prostu czuje powołanie oraz wierzy, że udałoby mu się być liderem w nowym ładzie Hillsong Church - czytamy.
Widzicie Biebera w roli "młodzieżowego" pastora?