Maja Bohosiewicz postanowiła wybrać się razem z mężem i dziećmi do Włoch na narty. Niestety już na samym początku podróży pojawiły się liczne niedogodności. Wszystko zaczęło się jeszcze na lotnisku, celebrytka miała wtedy pewne obawy.
ZOBACZ: Maja Bohosiewicz nagrała OBCĄ KOBIETĘ na lotnisku, bo irytowała jej męża. "DOSTAJE SZAŁU!" (FOTO)
Na lotnisku pierwsza wtopa, bo nie mieliśmy odprawy w Ryanair - czyli dopłata. Przed wejściem do samolotu mówię Tomkowi: weź mi wytłumacz świat, że wszystko jest dobrze, bo mam jakieś lęki. "Jest git mała, lecimy", mówi stary - napisała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maja Bohosiewicz przeżyła lotniskowy dramat: "Nie mają dla nas Suva"
W momencie, gdy samolot wylądował, okazało się, że firma nie zapewnia już autobusów dowożących pasażerów na lotnisku. Maja razem z dziećmi i mężem musieli iść w nocy na pieszo. Na miejscu okazało się, że duże auto, które wynajęli, już straciło rezerwację, w zamian zaoferowano im o wiele mniejszą... Toyotę.
Dolecieliśmy po 23:00, więc dzieciaki kompletnie nieżywe. Ryanair już nie podkłada autobusu na płytę, tylko trzeba przejść na piechotę. No to dwójka na ręce i idę, bo stary siedział przy innym wyjściu. Oczywiście płacz, marudzenie, zimno, siku. [...] Usiadłam z 3 walizkami i nartami na lotnisku, a Tomek poszedł odebrać nasze wynajęte auto. Zarezerwowaliśmy dużego Range Rovera, żeby zmieścić te wszystkie walizki [...] Stary pojechał taksówką szukać tego auta [...]. Okazuje się, że nie mają dla nas SUVA, ale możemy wziąć Toyotę Corolla Sedan - dodała.
Maja Bohosiewicz żali się na brak miejsca w hotelu
Ostatecznie małżeństwo nie dostało żadnego auta, natomiast w międzyczasie mąż Bohosiewicz nie mógł wrócić na lotnisko, więc Maja musiała po niego jechać taksówką, do której nie mogła spakować nart. Nie obyło się bez silnych emocji.
Ja siedzę na lotnisku, dzieci leżą na mnie, stary powiedział, że to jest skandal, że wynajął auto, zapłacił, a oni go nie mają. [...] Mówię mu dobra wracaj na lotnisko, bo jest zimno i strasznie dużo jakichś podejrzanych typów się kręci. Stary jest na jakimś zadupiu przy autostradzie, nie może do nas dojechać. [...] Biorę dzieci na wózek z tymi tobołami, biorę narty, klnę pod nosem. Znajduję taxi [...] pan mówi mi, że nart to o nie weźmie 'bo nie'. Porzucam narty i jadę ratować starego - wyjaśniła.
Małżeństwo poszło do najbliższego hotelu, gdzie podobno nie było pokoi, a w aplikacji widniały jeszcze miejsca. Ostatecznie udało się im dostać lokum, ale... na końcu hotelu, więc musieli razem z dziećmi i wszystkimi bagażami przejść przez prawie cały obiekt. Rano mąż Mai chciał znowu wynająć SUVA. Niestety jego prośba została wyśmiana, gdyż jest szczyt sezonu turystycznego.
Stary rano poszedł na poszukiwanie samochodu, ale go wyśmiali, że chce SUVA w high season - podsumowała.