Do mediów docierają kolejne poszlaki dotyczące tego, co mogło przyczynić się do tragicznej śmierci Aarona Cartera. Funkcjonariusze, którzy przyjechali w sobotę na miejsce tragedii, znaleźli podobno wiele puszek ze sprężonym powietrzem w łazience piosenkarza, gdzie znajdowało się jego ciało. Puszki były też w sypialni jego domu w Lancaster w Kalifornii.
Jak donosi Page Six, policjanci natknęli się również na buteleczki z pigułkami na receptę. Media przypomniały od razu stanowisko American Addiction Centers, według którego nadużywanie środków wziewnych lub wdychanie produktów takich jak sprężone powietrze może powodować trwałe uszkodzenie mózgu, które z kolei może prowadzić do nieodwracalnych deficytów neurologicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Carter, który zmarł w wieku 34 lat, po raz pierwszy ujawnił swoje uzależnienie od "wdychania" w odcinku programu "The Doctors" w 2019 roku. Twierdził wówczas, że jego siostra, Leslie Carter, była tą, która wciągnęła go w uzależnienie. Sama śmiertelnie przedawkowała narkotyki w 2012 roku, w wieku zaledwie 25 lat.
To coś, co do tej pory trzymałem w tajemnicy przed całym światem - stwierdził wówczas, przyznając, że zacząć "wziewać", gdy miał około 16 lat.