"Kuchenne rewolucje" Magdy Gessler goszczą na antenie już od wielu lat, ale w programie wciąż zdarzają się sytuacje, które odbierają mowę. W czwartkowym odcinku restauratorka gościła w Centrum Gastronomicznym Margaret we Wrocławiu, gdzie od początku nad ekipą zbierały się ciemne chmury. Zgodnie z oczekiwaniami, kulinarna celebrytka była daleka od zachwytu.
Magda Gessler przyjechała zrobić rewolucję. To, co zastała, było dla niej szokiem
O tym, że w restauracji Margaret nie dzieje się najlepiej, widzowie "Kuchennych rewolucji" przekonali się już na wstępie. To wtedy byli świadkami, jak podczas pierwszej wizyty Magdy Gessler kucharzowi wypadło mięso, które właśnie smażył. Co szokujące, na początku stek powrócił z podłogi na patelnię, ale po chwili mężczyzna na szczęście się zreflektował i usmażył nowy kawałek...
Nie wiem, co teraz mam zrobić - mówił nerwowo, gdy mięso wylądowało na brudnych płytkach.
Ostatecznie pierwszy kontakt Magdy z restauracją nie był szczególnie udany, a po długim oczekiwaniu na mięso stwierdziła, że jest gumowe i "śmierdzi starym tłuszczem". Potem było jednak tylko gorzej, bo po wejściu do kuchni kolejnego dnia wyszły na jaw wieloletnie zaniedbania, w tym brud, zacieki z tłuszczu na ścianach czy osad na patelniach. Zrobiło się nerwowo.
Pachnie szambem. I to mocno. Co to jest ten odór? Pachnie starymi rurami. Tego nie da się wyczyścić? - mówiła Magda z kwaśną miną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Starcie Magdy Gessler z restauratorem. Padły skandaliczne słowa
W trakcie ogłaszania zmian w restauracji Magda podkreśliła, że "właściciel dąży, żeby nie dobrze karmić, tylko dobrze zarabiać" i nie wróży knajpie Margaret sukcesu. Do kolejnej kuriozalnej sytuacji doszło podczas przygotowań do finałowej kolacji, bo... zniknął przygotowany na tę okoliczność schab. Okazało się, że zjadł go pan Andrzej, po czym doszło do bardzo ostrej wymiany zdań.
Wszyscy ludzie widzą, ile zabrakło schabu. To już jest po prostu żart. Niech pan przestanie się tłumaczyć, bo wszyscy się śmiali z pana! - wykrzyczała Magda.
Szkoda, że pani nie wie, jak się z pani śmieją, jak pani nie ma - rzucił chamsko właściciel knajpy, a po reakcji Gessler dodał: No ja jestem szczery. A pani chyba nie do końca. Niech pani się jeszcze liczy z tym, że większość będzie po mojej stronie.
To się nazywa szantaż. A szantaż jest karalny! Jest pleśń w ekspresie do kawy. Teraz pan się weźmie za kelnerkę? Też ją pan zaszantażuje? Że widział ją z innym facetem w innym miejscu jej mężowi? To są pana metody. Jak za komuny! - grzmiała restauratorka.
Proszę się nie popisywać! W 1980 roku to ja miałem 12 lat, pani miała więcej. Może się zamienimy rolami? - odwinął się mężczyzna, czym osiągnął najniższy poziom od startu rewolucji.
To jest coś nieprawdopodobnego. Jeszcze żaden mężczyzna nigdy nie obraził mnie, mówiąc, ile mam lat. Czy jestem starsza, czy młodsza. Że wszyscy będą zeznawać przeciwko mnie. Jak ja mam tu zostać i wam pomóc?! Ten człowiek sam się załatwił. Wychodzę! - wykrzyczała Gessler i wyszła.
Teraz nadszedł czas na zaskoczenie: Magdzie i ekipie udało się załagodzić sytuację na tyle, aby kolacja się odbyła. Po powrocie do knajpy po 11 tygodniach Magda była pozytywnie zaskoczona i wydała pozytywną rekomendację. Niby było smacznie, ale niesmak jednak pozostał...