Dzień po dniu docierają do nas nowe wstrząsające informacje w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Kwestię zatrzymania Pawła P. oraz zarzutów stawianych mu przez prokuraturę skomentowała teraz Aldona Szostak - wdowa po dziennikarzu Januszu Szostaku, który przez długie lata badał okoliczności zaginięcia 19-latki i nawet napisał na ten temat dwie książki.
Aldona Szostak nie ukrywa zdziwienia najnowszymi doniesieniami w sprawie.
Jestem zaskoczona, że Paweł mógł się posunąć do takiego kroku, że wziął klucze, wszedł do mieszkania, wykasował jakieś istotne dla sprawy informacje. Skoro prokuratura postawiła mu zarzut, to musiały to być ważne informacje. Poza tym podszywał się pod mamę Iwony. To jest dosyć poważny zarzut, musiał mieć coś ważnego do ukrycia. Nikt tak się nie zachowuje, gdy nie ma powodu - komentuje Szostak w rozmowie z Faktem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wdowa po dziennikarzu podkreśla przy tym, że z początku Paweł P. przez śledczych traktowany był jako główny podejrzany. Alibi zapewnili mu dopiero dziadkowie, w których mieszkaniu miał przebywać w najbardziej krytycznych dla sprawy godzinach. Szostak nie wyklucza, że mężczyzna zdołał wymknąć się z mieszkania niepostrzeżenie.
Szostak poruszyła również wątek wtargnięcia do mieszkania Iwony Wieczorek przez Pawła P.
Przypomnijmy: Sprawa Iwony Wieczorek. Treść zarzutów dla Pawła P. ujawniona. Miał podszywać się pod jej matkę i wysyłać wiadomości
Po co miałby wchodzić do jej mieszkania i podszywać się pod jej mamę, musiał mieć ważny powód. To wygląda tak, jakby chciał skierować podejrzenia na kogoś innego, być może na mamę Iwony, podszywając się pod nią i pisząc jako ona, że Iwona jest w domu publicznym za granicą
Szostak nie wyklucza, że Paweł P. mógł być przekonany, że Wieczorek nie wróci już do mieszkania, skoro postanowił do niego wejść.
Pojawia się też przy tej okazji taka myśl, że skoro Paweł wszedł do tego mieszkania, to może przypuszczał, że Iwona już tam nie wróci, już jej w tym mieszkaniu nie będzie. Klucze do tego mieszkania zabrał z torby Iwony, która była na balkonie Adrii, koleżanki Iwony. Powiem pani jeszcze jedną rzecz. Mój mąż, przygotowując do publikacji drugą książkę, mówił, że morderca jest na pierwszej stronie podany. I teraz tak sobie myślę, bo z mężem już nie zdążyłam o tym porozmawiać, że mąż mógł myśleć o kimś innym, niż wszyscy do tej pory uważaliśmy. Mógł w pewnej chwili wydedukować, że to wcale nie był ten człowiek, ale jakiś inny kolega Iwony - spekuluje dalej wdowa po dziennikarzu na łamach Faktu.