Dwa lata temu para himalaistów alpejskich, Francuzka Elisabeth Revol i Polak Tomasz Mackiewicz wyruszyli w zimową wyprawę na jeden z najtrudniejszych szczytów Pakistanu - Nanga Parbat. Ośmiotysięcznik na całym świecie nazywany jest Zabójczą Górą. Choć para za siódmym podejściem zdobyła szczyt, niestety wyprawa zakończyła się tragicznie.
Elisabeth Revol ze względu na chorobę wysokogórską Mackiewicza, który po wejściu na szczyt zaczął tracić wzrok, miał odmrożony nos i krwawił, a także z uwagi na fatalne warunki pogodowe zmuszona była zostawić Polaka na zboczu i zacząć schodzić niżej w pojedynkę, aby otrzymać pomoc.
Minęły dwa lata od śmierci Tomasza Mackiewicza, która bez wątpienia poruszyła wszystkich Polaków. Wdowa po himalaiście Anna Solska-Mackiewicz udzieliła wywiadu portalowi edziecko.pl, w którym zdradziła, jak wyglądało jej życie u boku męża. Okazuje się, że nie zawsze było między nimi kolorowo:
"Oboje byliśmy niezbyt dobrze przystosowani do codziennego życia. Potrzebowaliśmy sposobu na jego intensywniejsze przeżywanie. Potrafiłam zrozumieć jego wyjazdy, bo sama lubię samotność i źle się czuję w schemacie codzienności, który człowieka wybija z szukania sensu w życiu. Jednak daleko nam było do dwóch gruchających gołąbków. Często pojawiały się napięcia, tarcia. Spieraliśmy się, gdzie kończy się jego wolność, gdzie zaczyna moja" - opowiada.
Wdowa po Mackiewiczu odpowiedziała także na zarzut "porzucenia dzieci", który po śmierci himalaisty często pojawiał się w sieci:
"To jest kwestia, z którą mierzyliśmy się każdego dnia. Zarzut porzucenia dzieci, który po śmierci Tomka tak wiele osób powtarzało, jest najcięższy i chyba najbardziej zasadny. Przecież "nie można tego robić dzieciom". Nie można, ale nikt tego nie chciał. Jeśli on gdzieś jest i nas widzi, to ogromnie cierpi. On nas nie chciał opuszczać. Był przekonany, że nic się nigdy nie stanie. Zawsze zawracał ze szczytu, gdy tylko pojawiało się niebezpieczeństwo. Przede wszystkim ze względu na dzieci. Zawsze czuł wielką odpowiedzialność za nie. Wierzę, że kiedyś mu wybaczą, że kiedyś zrozumieją i Tomek stanie się dla nich takim kompasem na dalszą życiową drogę. Nie umiem nic więcej powiedzieć. Nie umiem zdjąć im z ramion tego żalu i cierpienia. Ani też zmyć z Tomka winy opuszczenia dzieci, chociaż bardzo bym chciała..." - wyznała.
Anna wyjawiła także, że pojawiają się trudne momenty w relacjach z dziećmi. W jednej z kłótni córka miała jej wykrzyczeć, że "tata był od niej lepszy":
"Czasem jest też tak, że dopada ją (córkę Mackiewicza - przyp. red.) złość, frustracja. Na koniec, gdy już te emocje narosną, wybucha. Mówi, że tęskni za tatą, że tata był "lepszy ode mnie, bo na nią nie krzyczał". Pojawiają się łzy. Przytulam ją wtedy. Mówię, że on z nami jest. Zawsze będzie. Zawsze na nią patrzy i jej pomaga. Jak była młodsza, robiła dla niego miejsce w łóżku, "bo on z nami leży". Czasem, gdy czegoś szukamy i znajdujemy to w innym miejscu, niż myślałyśmy, że będzie, śmiejemy się "to tata zrobił nam taki żart". Ona bardzo to lubi. To zresztą często jest przyczynkiem do rozmowy, do wspomnień. Chcę, żeby mówiła, nie chcę, żeby się w tym zamykała" - czytamy.