Pod koniec listopada Polska ponownie przypomniała sobie o postaci "agenta Tomka". Tomasz Kaczmarek, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko mężczyzny, udzielił głośnego wywiadu "Gazecie Wyborczej". Zdradził, iż zawnioskował o nadanie mu statusu świadka koronnego. Wywiad "agenta Tomka" niewątpliwie odbił się w rodzimych mediach szerokim echem. Sprawę skomentowała m.in. Kinga Rusin, która w instagramowym wpisie oskarżyła mężczyznę o próbę uniknięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Wspomniała także o Weronice Marczuk.
Weronika Marczuk wspomina aferę z "agentem Tomkiem"
Przypomnijmy, Weronika Marczuk w 2009 roku została zamieszana w głośną aferę. Celebrytka, która wówczas spełniała się m.in. jako jurorka "You Can Dance", została oskarżona przez Kaczmarka o przyjęcie łapówki za pomoc w prywatyzacji Wydawnictw Naukowo-Technicznych. W efekcie Marczuk została zatrzymana przez CBA i spędziła trzy doby w areszcie, który opuściła po wpłaceniu kaucji. Ostatecznie w 2011 roku prokuratura wycofała zarzuty przeciwko celebrytce, uznając, że ta nie dopuściła się korupcji. Kaczmarek publicznie przeprosił zaś kobietę. Cała afera niewątpliwie odbiła się jednak na wizerunku Marczuk.
W obliczu niedawnych doniesień na temat "agenta Tomka" Weronika Marczuk udzieliła obszernego wywiadu "Faktowi". W rozmowie celebrytka powróciła pamięcią do afery sprzed lat oraz opowiedziała o dotkliwych konsekwencjach skandalu, z którymi musiała się zmierzyć. Zapytana przez dziennikarkę tabloidu o stosowane przez Kaczmarka metody, Marczuk stwierdziła, że nie był to pojedynczy przypadek, lecz cała "machina" wykorzystywana przez CBA do realizowania celów. Zaznaczyła także, iż nie tylko ona stała się ofiarą tego typu metod.
Zdaniem Marczuk, używając prowokacji, manipulacji czy szantażu "można stworzyć każdą historyjkę" i zrealizować "każdy wymyślony scenariusz" - w tym sprawić, by Polska żyła "spreparowanym łapówkarstwem, a potem rzeczywistym aresztem". Dziennikarka, Kataryna Jaraczewska, wprost zapytała też Marczuk, dlaczego to właśnie ona stała się ofiarą "agenta Tomka". Ta w odpowiedzi stwierdziła, że "została zidentyfikowana jako "łatwy cel"".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mówiąc kolokwialnie, "na kogoś musiało trafić". Odwołam się do wielu przedstawionych już na ten temat faktów: miało być medialnie, czyli ofiary miały zostać "zrekrutowane", z wiadomo jakiej stacji telewizyjnej - powiedziała "Faktowi".
Kontynuując wątek, Marczuk zaznaczyła, że w momencie wybuchu afery "była na mega topie". Jak wspominała w rozmowie z "Faktem", prowadziła wówczas popularne programy, działała jako prawniczka, bywała na wielu ważnych wydarzeniach i miała liczne kontakty. Według celebrytki nie bez znaczenia było także jej pochodzenie.
Najważniejszym jednak elementem w tej układance miał być fakt, że z pochodzenia nie jestem Polką, jestem Ukrainką, nie mam więc prominentnej rodziny czy innych "dużych pleców" - powiedziała w wywiadzie.
Marczuk o "agencie Tomku". Wspomniała o konsekwencjach skandalu
Dziennikarka "Faktu" zapytała też Marczuk, jak długo celebrytka musiała odbudowywać nadszarpnięty przez skandal wizerunek. Prawniczka wprost przyznała, że pewne rzeczy utraciła już bezpowrotnie.
Nie odbuduje się trzech programów w telewizji, kancelarii prawnej, kontraktu z UEFA, pozycji zawodowej, perspektyw, a przede wszystkim zdrowia, radości życia. Nie cofa się utraconych lat i szans na rodzinę, kiedy się o nią tak usilnie starasz. (...) Przeszłam przez piekło i nikomu tego nie życzę - wyznała w rozmowie.
Jak zdradziła prawniczka, pewnego rodzaju metodą terapii było dla niej pisanie, a później upragnione macierzyństwo. W najnowszym wywiadzie Marczuk zaznaczyła również, że wskutek afery straciła nie tylko "dotychczasowe życie zawodowe" oraz znaczną część swego dorobku, lecz przede wszystkim "wiarę w ludzi i państwo prawa". Dodała, że zyskała "wiedzę i siłę", którą otrzymała zarówno od bliskich, jak i nieznajomych.
Doceniacie jej szczerość?
Zobacz również: Cezary Pazura wbija szpilę byłej żonie. Poszło o pieniądze. Weronika Marczuk stanowczo ODPOWIEDZIAŁA