O Marcie Wierzbickiej zrobiło się znowu głośno tydzień temu, kiedy wjechała pod tramwaj w Warszawie. Na szczęście skończyło się jedynie niegroźną kolizją i zakorkowaniem centrum miasta na dwie godziny. Marta pochwaliła się tym już w telewizji śniadaniowej. Zobacz: Wierzbicka o wypadku: "Zakorkowałam na dwie godziny całe centrum"
W rozmowie z nami przyznała jednak, że mogło skończyć się znacznie gorzej. Stwierdziła również, że to nie przez nagrywanie snapów doszło do wypadku.
Delikatna obcierka to to nie była. Wjechałam w tramwaj, a właściwie tramwaj wjechał we mnie. Jechałam spokojnie, miałam mnóstwo czasu, nigdzie się nie spieszyłam i miałam telefon z boku. No i nie zauważyłam tego tramwaju. Usłyszałam tylko dzwonek, odbiłam trochę w prawo, bo inaczej mogłoby być bardzo źle. Zaklinowałam się z tym tramwajem, mój samochód zawisł na nim. Mam nadzieję, że się wyklepie. Szok, stres i nerwy.
Marta, pooglądaj nasze "snapy", ale nigdy w samochodzie. Wpisz na Snapchacie: pudelek_pl