Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla Macieja Stuhra. Nieznani sprawcy zdewastowali jego rodzinny grób na krakowskim cmentarzu. Na pomniku pojawiły się obraźliwe napisy uderzające w aktora. Z napisów na nagrobku dowiedział się, że jest "mordercą".
Aktor zaangażował się w pomoc migrantom koczującym na granicy polsko-białoruskiej i wraz z żoną został pełnomocnikiem czterech Syryjczyków ubiegających się o azyl, przez co też naraził się przeciwnikom takiej działalności.
Czytaj także: ZDEWASTOWANO rodzinny grób Macieja Stuhra! Aktor komentuje: "Każdy może sobie wyobrazić, co się czuje w takiej chwili"
To jednak nie koniec problemów aktora. Okazuje się, że takie zaangażowanie społeczne Stuhra nie podoba się również władzom Telewizji Polskiej. Opowiedział o tym w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Siedem lat temu nakręciliśmy "Excentryków, czyli po słonecznej stronie ulicy". Film Janusza Majewskiego wszedł do kin, został zmontowany serial, który nie doczekał się emisji na antenie TVP. Dowiedziałem się, że nie zostanie wyemitowany ze względu na moją osobę. Wydano publiczne pieniądze, ale na złość jednemu aktorowi telewizja woli stracić - powiedział Stuhr.
Już przed laty aktora zalała fala nienawiści po tym, jak zagrał w filmie "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. Film nawiązywał do pogromu w Jedwabnem, a Stuhr grał mężczyznę walczącego o upamiętnienie mieszkających przed wojną w jego rodzinnej wsi Żydów. Aktor przeżył szok, bo nie spodziewał się, że film może mieć dla niego takie konsekwencje.
Czytaj także: Maciej Stuhr z żoną pojechali na granicę polsko-białoruską: "Nie chcemy już, by ktokolwiek UMIERAŁ W POLSKIM LESIE" (FOTO)