Niemiecki zespół Rammstein znają nie tylko fani cięższego grania. To w dużej mierze zasługa charyzmatycznego frontmana kapeli. Mowa oczywiście o Tillu Lindemannie. Ostatnie miesiące nie są łatwe dla 60-latka. Mimo to konsekwentnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań i nie zawodzi fanów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Till Lindemann padł ofiarą włamywaczy
W czerwcu media poinformowały, że rockman boryka się z kontrowersyjnymi oskarżeniami. Kilka kobiet zgłosiło na policję, że za kulisami koncertów Rammsteina miało dochodzić do poważnych naruszeń. Ponoć muzycy podawali fankom środki odurzające, a następnie wykorzystywali je seksualnie. Prawnicy Lindemanna podtrzymują, że zarzuty nie są prawdziwe.
Artysta ma jednak kolejny powód do zmartwień. Jak podała niemiecka prasa, w weekend doszło do włamania do jego mieszkania w Berlinie. Nie wiadomo jeszcze, czy odpowiada za niego jeden czy kilku sprawców. Jak ustalono, ktokolwiek to był, wspiął się na dach budynku i stamtąd przedostał do środka.
Trudny czas dla lidera Rammstein
Wezwana na miejsce policja, zabezpieczyła już ślady po włamaniu. Zebrane wskazówki mają pomóc ustalić, co dokładnie wydarzyło się w nocy z piątku na sobotę.
Till Lindemann przebywa obecnie w trasie koncertowej. Kiedy w jego mieszkaniu doszło do włamania, był akurat z zespołem w Brukseli. Muzyk został już poinformowany o zajściu. Nie planuje jednak wracać do Berlina. Dalsze koncerty odbędą się zgodnie z planem.
Po wybuchu skandalu dotyczącego rzekomych nadużyć seksualnych, niektóre środowiska próbowały wstrzymać europejskie tournee zespołu. Nie doszło to jednak do skutku. Pod koniec lipca Rammstein zagrał aż dwa koncerty w Polsce, a konkretnie na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Już niebawem, w tym samym miejscu wyczekiwane stadionowe show da Sanah.