Wojciech "Modest Amaro", do pewnego momentu tylko Wojciech Basiura, zdobył rozpoznawalność dzięki polskiej edycji "Hell's Kitchen". Prowadził ultradrogą restaurację, ale stamtąd znali go tylko miłośnicy kulinarnych "momentów" w stylu ziarna porzeczki na mchu, więc obrotny szef kuchni stwierdził, że sprawdzi się jako "polski Gordon Ramsay". Amaro nie miał oporów, by przed kamerami rzucać w ludzi jedzeniem czy wyzywać ich. Świadomie przyjął konwencję programu, na którym nieźle zarobił.
Mniej więcej w 2016 roku Amaro-Basiura przeżył nawrócenie, o którym chętnie opowiada, gdzie tylko może. Mimo dwóch rozwodów na koncie zapragnął odnowienia trzeciej przysięgi małżeńskiej, a w swojej willi urządził "dom modlitwy". Basiura jeździ też po kościołach, gdzie zza ołtarza wygłasza świadectwo wiary. Jedno z takich wystąpień odbyło się we wrześniu tego roku i zarejestrował je kanał Wojownicy Maryi. Modest Amaro opowiedział między innymi o tym, jak żona (numer trzy) dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie były potrzebne żadne testy, bo po prostu poczuła znak z niebios.
Kilka lat temu dostałem kopertę, list od dziennikarza z Meksyku, nie miałem pojęcia, co tam jest. Przecinając nożyczkami, okazało się, że w środku były trzy szkaplerze Matki Bożej z Guadalupe; jeden przeciąłem, drugi dałem młodemu człowiekowi, trzeci został - malowniczo relacjonuje restaurator. Basiura pewnego dnia wyleciał do USA, ale żona została w Polsce. (...) obudziła się rano i poczuła, że jest brzemienna. Przyszła taka myśl do niej, że chyba ten [trzeci - przyp. red.] szkaplerz jest dla niej, ale jeśli Pan Bóg będzie to chciał, to na nasze spotkanie modlitewne przyśle kapłana, który ten szkaplerz nałoży, i to będzie taki znak z nieba, że dokładnie jest w ciąży, nie potrzebuje testów, nie potrzebuje niczego, tylko w pełnym zaufaniu...
Wiedza medyczna jednak się Basiurom przydała, bo wszystkie ciąże przebiegały z pewnymi komplikacjami. Restaurator opisał, że dopiero gdy padł na kolana przed ołtarzem Matki Boskiej z Guadalupe, poczuł pewność, że wszystko skończy się dobrze. Faktycznie, razem z Agnieszką są szczęśliwym małżeństwem, a Amaro póki co nie chce już rzucać niczym w ludzi. Moment odejścia z "Hell's Kitchen" też wskazał mu Bóg.
Zostawiając "Piekielną Kuchnię"... Pan Jezus mi powiedział, żeby to zostawić, natychmiast rzucić. I tak zrobiłem. Pobiegłem do stacji, powiedziałem, że nie ten zestaw talentów, który dostałem do Boga, ma mi służyć, że on mi pokaże - słyszymy w nagraniu.
Basiura-Amaro wymyślił z żoną nawet własny program, który "miał pokazać świadectwo ich życia", ale w ostatniej fazie produkcji (!) projekt się rozsypał. Były gwiazdor TV nie chciał powiedzieć, co zaszło dokładnie, ale podsumował to cytatem z Listu św. Pawła do Koryntian: "Nie sprzęgajcie się z niewierzącymi do jednego jarzma".
W wystąpieniu nie zabrakło też umoralniającej anegdoty o tym, że Basiura padł ofiarą własnej pychy. Gdy pojechał do Brukseli, by na wielkiej gali odebrać drugą gwiazdkę Michelin, okazało się, że... nie ma go na liście gości. Nam wydaje się, że może po prostu nikt nie wiedział o tym, że kiedyś Wojciech nazywał się inaczej, ale on sam twierdzi, że to Bóg ukarał go za "czczenie bożka pychy".
Wreszcie jest scena dla mnie, Bruksela... Pojechałem, I Pan Bóg, który jest bogiem zazdrosnym, a ja myślałem, cóż złego, że mam jakieś ambicje, że teraz przywalę dwoma gwiazdkami... A to był bożek, Pan Bóg nie cierpi tego, będzie nas wypalał ogniem - opowiadał.
Jak sądzicie, który wizerunek Amaro jest bardziej niepokojący: ten, gdy rzucał talerzami, czy ten, gdy przedłożył boską interwencję nad wynik testu ciążowego?
Która celebrytka dla rozgłosu i pieniędzy chciała sfingować własny ślub? Posłuchajcie w najnowszym Pudelek Podcast!