Po wielu miesiącach spekulacji, bukmacherskich prognoz i internetowych debat w końcu poznaliśmy zwycięzców 66. Konkursu Piosenki Eurowizji. Zgodnie z przewidywaniami na szczycie podium stanęli reprezentanci Ukrainy, czyli zespół Kalush Orchestra. Triumf formacji podzielił jednak widzów na dwa obozy: tych, którzy zgadzają się z werdyktem oraz tych, którzy uważają go za rażącą niesprawiedliwość.
Sporą część widowni rozjuszyło to, jak potoczyło się głosowanie podczas wielkiego finału. W mniemaniu części komentujących ukraińskie jury było niejako "zobowiązane" do nagrodzenia Krystiana Ochmana maksymalną liczbą punktów (tak jak zrobili to ukraińscy widzowie). Stało się jednak odwrotnie i jurorzy zza wschodniej granicy nie przyznali Polakowi ani jednego punktu.
Za to zwycięstwo naszych wschodnich sąsiadów oraz fakt, że widownia z całego kontynentu okazała wsparcie dla zaatakowanej przez Rosję Ukrainy, ogromnie wzruszyły Wołodymyra Zełenskiego. Ukraiński prezydent wyraził dumę z faktu, że jego ojczyźnie udało się już po raz trzeci w historii zwyciężyć w słynnym konkursie. Zgodnie z eurowizyjnym zwyczajem zwycięski kraj organizuje kolejną edycję imprezy muzycznej. W poruszającym wpisie Zełenski zapowiedział, że kolejną odsłonę pragnie zorganizować w Mariupolu.
Nasza odwaga robi wrażenie na świecie, nasza muzyka podbija Europę! W przyszłym roku Ukraina będzie gospodarzem Eurowizji! Po raz trzeci w naszej historii. I wierzę – nie po raz ostatni. Zadbamy o to, aby pewnego dnia uczestnicy i goście Eurowizji gościli w ukraińskim Mariupolu. Wolnym, spokojnym, odbudowanym! Dziękujemy za zwycięstwo zespołowi Kalush Orchestra i wszystkim, którzy na nas głosowali! Nasz zwycięski akord w walce z wrogiem nie jest daleko – podkreślił.