Rudy Giuliani w przestrzeni publicznej zaistniał głównie jako burmistrz Nowego Jorku. Funkcję tę pełnił w latach 1994-2001, a doceniony został zwłaszcza za sposób, w jaki radził sobie z kryzysem wywołanym atakiem terrorystycznym z 11 września 2001 roku. Polityk został nawet za to uhonorowany tytułem człowieka roku magazynu Time.
W późniejszych latach chciał nawet wystartować w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, ale jego kandydatura nie zyskała poparcia Partii Republikańskiej. Giuliani skupił się wtedy na bliskiej współpracy z Donaldem Trumpem, obejmując funkcję jego doradcy do spraw cyberbezpieczeństwa. Jest też osobistym prawnikiem Trumpa, dzięki czemu teraz znów trafił na czołówki gazet.
Rudy Giuliani w czwartek zorganizował konferencję prasową w Waszyngtonie, na której przedstawiał "dowody" na to, że podczas wyborów prezydenckich miało dochodzić do fałszerstw, które doprowadziły do porażki Donalda Trumpa. Sprawa okazała się dla niego tak emocjonująca, że co chwila musiał ocierać cieknący pot z czoła. Na domiar złego, wkrótce zlała się z nim... farba do włosów, która zaczęła ściekać brunatną stróżką po skroniach polityka.
Niezręczna wpadka raczej nie pomogła w skutecznym forsowaniu prezentowanych argumentów, ale i bez tego eksperci oceniają, że postępowanie sądowe rozpoczęte przez niemogącego się pogodzić z porażką Trumpa jest działaniem pozbawionym sensu. Sądy w poszczególnych stanach odrzuciły już kilkanaście pozwów w tej sprawie.
Myślicie, że prawnik Donalda słynącego z "malowania" twarzy na pomarańczowo korzysta też z jego porad kosmetycznych?