Tomasz Lis kilka tygodni temu dość niespodziewanie rozstał się z "Newsweekiem", co było sporym szokiem dla całej branży medialnej. Okoliczności zerwania współpracy wieloletniego naczelnego z tygodnikiem opinii nie były znane. Nowe światło na sprawę rzucił artykuł Szymona Jadczaka z Wirtualnej Polski. Dziennikarz dotarł do materiałów, które jasno wskazują na to, że Tomasz Lis mobbingował swoich pracowników. Ofiary miały zgłaszać nieprawidłowe zachowanie szefa od co najmniej czterech lat. Jak twierdzą, Lis miał notorycznie je wyśmiewać, poniżać i pozwalać sobie na niewybredne aluzje seksualne. Niektórzy mieli przypłacić zachowanie naczelnego atakami paniki.
Jak na razie żadna z medialnych postaci z otoczenia Lisa nie zdecydowała się go publicznie skrytykować. Co więcej, sporo sympatyków dziennikarza na Twitterze zdaje się go bronić. Zdaniem internautów, którzy rzekomo zetknęli się z Lisem na ścieżce zawodowej, jest on po prostu perfekcjonistą, który czasami używa zbyt brutalnego języka. Sam gwiazdor dziennikarstwa idzie w zaparte i zaprzecza wszystkim oskarżeniom.
Po tym, jak autor głośnego artykułu poprosił publicznie o kontakt wszystkie osoby, które doświadczyły mobbingu ze strony Lisa, o komentarz pokusił się... Roman Giertych. Osławiony polityk zaczął sobie "śmieszkować", z osób, które przypłaciły pracę w "Newsweeku" zdrowiem.
Na mnie Lis nakrzyczał podczas programu w TVP "Co z tą Polską?" Nie wiem, czy to też się liczy, bo nie miałem potem ataku paniki. Ale cieszę się, jeśli mogłem pomóc - napisał prawnik na swoim koncie na Twitterze.
Na dziwaczny wpis dość szybko zareagowała m.in. posłanka Lewicy, Anna-Maria Żukowska.
Bardzo zabawne, hehe, pośmiejmy się z ofiar. Jeszcze coś o molestowaniu Pan dopisze, hehe, wesoło jest - zripostowała.
Myślicie, że po takim wpisie jakiekolwiek ofiary mobbingu zdecydowałyby się skorzystać z usług kancelarii Giertycha?