W lipcu media obiegła wiadomość o śmierci Nayi Rivery, gwiazdy serialu Glee. Aktorka utonęła w jeziorze Piru podczas rejsu łodzią pontonową, na który wybrała się wraz z czteroletnim synem. Dryfującego w łódce samotnego Joseya dostrzegł przypadkowy żeglarz. Chłopiec powiedział mu, że "mama zniknęła".
Przypomnijmy: Naya Rivera nie żyje. Miała 33 lata
Choć fani spekulowali, że Naya Rivera mogła popełnić samobójstwo, śledczy wykluczyli taką ewentualność.
Właśnie światło dziennie ujrzały zeznania syna aktorki. Opublikował je serwis Entertainment Tonight, który dotarł do raportu z sekcji zwłok Rivery. Według niego Naya wpadła na pomysł, aby popływać z chłopcem w jeziorze. Policzyli do trzech i wskoczyli do wody.
Wkrótce po tym Rivera powiedziała Josey'owi, żeby wrócił na łódź. Pomogła mu wsiąść na łódź, a on usłyszał krzyk matki: "Pomocy!" i zobaczył w powietrzu jej wyciągniętą rękę. Po chwili zniknęła pod wodą - czytamy.
W raporcie napisano też, że Naya dostała od pracownika wypożyczalni łodzi kamizelkę ratunkową, mimo że początkowo jej nie chciała. Do wody wskoczyła bez niej. Matka Rivery zeznała, że córka świetnie pływała...