21 września 2003 roku kilka minut po 20:00 do budynku TVP przy ul. Woronicza w Warszawie próbował się dostać młody mężczyzna. Zareagował wówczas ochroniarz obiektu, który chciał zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że napastnik posiada broń i zagroził, że jej użyje. Bardzo zależało mu na tym, aby skontaktować się z wydawcą telewizyjnym. Strażnik wykręcił więc odpowiedni numer i podał słuchawkę agresorowi.
Gdy połączył się on z wydawcą, przekazał, że przywiózł ze sobą materiał do emisji. Pracownik Telewizji Polskiej miał już oczywiście zaplanowane wszystkie programy, które miały się tego wieczora pojawić na antenie. Dzwoniący mężczyzna nalegał, ale nie udało mu się przekonać wydawcy. Wściekły agresor zaczął więc działać bardziej stanowczo.
Napastnik terroryzuje pracowników Telewizji Polskiej
Nakazał wartownikowi, by zaprowadził go do studia telewizyjnego. Gdy dwaj mężczyźni pojawili się na miejscu, pracownicy Telewizji Polskiej zobaczyli niecodzienny widok. Napastnik celował do ochroniarza i żądał transmisji na żywo. Wskazano więc studio, w którym realizowano tego typu programy.
Przerażeni dźwiękowcy, kamerzyści czy dziennikarze bali się jednak, że może stać im się krzywda. Taki w każdym razie komunikat przekazano napastnikowi. Prawdopodobnie osoby decyzyjne nie chciały po prostu spełnić żądań terrorysty. Realną obawą było to, że mężczyzna zastrzeli kogoś na oczach milionów telewidzów. Nic dziwnego, że starano się za wszelką cenę tego uniknąć.
Pracownicy Telewizji Polskiej grali więc na zwłokę. Liczyli z pewnością na pomoc profesjonalistów. O wszystkim poinformowano odpowiednie służby. Na miejscu zdarzenia pojawił się oddział antyterrorystyczny wraz z policyjnymi negocjatorami. Po około trzech godzinach od rozpoczęcia całego zdarzenia udało się obezwładnić i zatrzymać sprawcę. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Najbardziej zagrożone było życie ochroniarza, którego przez cały czas miał na muszce napastnik.
Kim był mężczyzna, który wtargnął z bronią do siedziby TVP?
Nakazał wartownikowi, by zaprowadził go do studia telewizyjnego. Gdy dwaj mężczyźni pojawili się na miejscu, pracownicy Telewizji Polskiej zobaczyli niecodzienny widok. Napastnik celował do ochroniarza i żądał transmisji na żywo. Wskazano więc studio, w którym realizowano tego typu programy.
Przerażeni dźwiękowcy, kamerzyści czy dziennikarze bali się jednak, że może stać im się krzywda. Taki w każdym razie komunikat przekazano napastnikowi. Prawdopodobnie osoby decyzyjne nie chciały po prostu spełnić żądań terrorysty. Realną obawą było to, że mężczyzna zastrzeli kogoś na oczach milionów telewidzów. Nic dziwnego, że starano się za wszelką cenę tego uniknąć.
Pracownicy Telewizji Polskiej grali więc na zwłokę. Liczyli z pewnością na pomoc profesjonalistów. O wszystkim poinformowano odpowiednie służby. Na miejscu zdarzenia pojawił się oddział antyterrorystyczny wraz z policyjnymi negocjatorami. Po około trzech godzinach od rozpoczęcia całego zdarzenia udało się obezwładnić i zatrzymać sprawcę. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Najbardziej zagrożone było życie ochroniarza, którego przez cały czas miał na muszce napastnik.
Kim był mężczyzna, który wtargnął z bronią do siedziby TVP?
Policja ustaliła, że sprawcą był Adrian M., który pochodził z Tomaszowa Mazowieckiego. Jest to miasto liczące dziś niespełna 60 tysięcy mieszkańców. Wbrew nazwie nie leży w województwie mazowieckim, lecz łódzkim. Od Warszawy jest oddalone o nieco ponad 100 kilometrów. W roku 2003 w Tomaszowie, podobnie zresztą jak w całej Polsce, często trudno było znaleźć pracę. W kraju szalało wówczas bezrobocie, które było najwyższe po upadku komunizmu i wynosiło oficjalnie około 20%. W praktyce wskaźnik ten mógł być jeszcze wyższy.
Wiele osób czuło olbrzymią frustrację i rozczarowanie wobec państwa. Do grona tego mógł zaliczać się też Adrian M., który nieprzychylnie wypowiadał się m.in. na temat służb. Mężczyzna sięgał też po używki (podczas napadu miał nawet przy sobie skręta, którego kazał wypalić strażnikowi). Czy to środki psychoaktywne popchnęły Adrian M. do działania?
Pojawiły się również pytania, jaki był w ogóle cel sprawcy. Czy mężczyzna faktycznie przygotował wcześniej materiał, który miał zostać wyświetlony telewidzom w całym kraju? A może chciał zrealizować jakiś chory plan i pociągnąć za spust na oczach milionów Polaków? Było jednak inaczej. Podobno napastnik przyznał, że chciał zwrócić się do młodych osób i ostrzec je przed negatywnymi skutkami zażywania narkotyków.
Film nawiązujący do sprawy z 2003 roku
O niecodziennych wydarzeniach, jakie miały miejsce tamtego wrześniowego wieczoru, postanowił przypomnieć Jakub Piątek. Wyreżyserował on oraz napisał wspólnie z Łukaszem Czapskim scenariusz filmu "Prime Time". Nawiązuje on do historii pamiętnego napadu na siedzibę TVP. Twórcy twierdzili jednak, że inspiracją dla ich dzieła były też inne podobne przypadki, jakie miały miejsce chociażby w USA, Holandii czy Brazylii. "Prime Time" miał premierę na festiwalu filmowym Sundance w styczniu 2021 roku. W kwietniu można go zaś było zobaczyć na platformie Netflix.
Na krótko przed internetową premierą Adrian M. opublikował list otwarty do producentów i dystrybutorów filmu. Można w nim przeczytać, że mężczyzna nie współpracował z twórcami oraz nie wyraził zgody na powstanie "Prime Time". Napastnik wyznał również, że przyczyną zajścia była jego choroba psychiczna. Mężczyzna przeprosił wszystkich uczestników napadu i ubolewał, że w ogóle do niego doszło.