Do niebezpiecznej sytuacji doszło w sobotę w Zielonej Górze. Oficer dyżurny Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej przekazał, że eksplodował pocisk artyleryjski. Spłonęła hala w Przylepie, dzielnicy Zielonej Góry, w której od lat składowane są niebezpieczne chemikalia. Na miejscu z pożarem walczą 44 zastępy straży pożarnej i cały czas dojeżdżają kolejne.
Płonie hala z rakotwórczymi odpadami w Przylepie. Na miejscu jest Iwona Węgrowska
Świadkiem zdarzenia była Iwona Węgrowska. Piosenkarka przebywa aktualnie w Przylepie, gdzie odwiedza z córką mieszkającą tam rodzinę. W rozmowie z Pudelkiem 41-latka szczegółowo zrelacjonowała, jak wygląda sytuacja w Zielonej Górze. Gdy około godziny 15 doszło do eksplozji hali, była akurat z bliskimi na spacerze z psem. Nagle usłyszała potężny huk i dostrzegła w oddali kłęby dymu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jestem w miejscu wybuchu - poinformowała nas Iwona. Jesteśmy zamknięci w domu. Mama mieszka koło Przylepu w Łężycy. Odpoczywamy tutaj z córką u mojej mamy i brata. Tu jest tak siwo teraz. Byliśmy na spacerze z psem, wracając z zakupów, gdy doszło do potężnego wybuchu. Nagle ludzie zaczęli się nerwowo zachowywać i dzwonił mój wujek, który jest sołtysem w Przylepie. Kazał natychmiast porzucić zakupy, wracać do domu i zamknąć okna. Jest to bardzo szkodliwe dla zdrowia. Więc jestem bardzo nerwowa i martwię się o zdrowie całej mojej rodziny.
Poważne skutki eksplozji
Toksyczne odpady były pozostałością po nieistniejącej już firmie, która je tam składowała. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska oszacował, że znajduje się tam nawet pięć tysięcy metrów sześciennych pojemników z odpadami, których skład nie jest do końca znany. Wciąż nie wiadomo, jak szkodliwy dla zdrowia może być unoszący się po wybuchu dym.
Prawdopodobnie skutki mogą być odczuwalne za jakiś czas - mówi nam Węgrowska. Odczują to nasze płuca. To straszna tragedia. Mam tu ciocię, kuzynki, brata, mamę, u której jesteśmy w odwiedzinach. Jest siwo. Czegoś takiego w życiu nie widziałam. Prezydent teraz ogłosił, że zanieczyszczenie jest ogromne. Nikogo prawie już nie ma na ulicy. Usłyszeliśmy apel, żeby zostać w domu. Jutro miałam wracać do Warszawy z córką - dodała na koniec.