W przypadku Lizzo można mówić o prawdziwym fenomenie. Amerykańska piosenkarka zawojowała listy przebojów stosunkowo niedawno, bo w 2017 roku, gdy wypuściła swój hit Good as Hell. Przed zrobieniem globalnej kariery Melissa Viviane Jefferson ledwo wiązała koniec z końcem, a po śmierci ojca w związku z fatalną sytuacją materialną zmuszona była mieszkać w swoim aucie przez okrągły rok. Miała wtedy zaledwie 21 lat.
Dziś Lizzo zalicza się do ścisłej czołówki największych gwiazd muzyki, w czym nie przeszkodziła jej nawet "odmienna" aparycja. Zamiast katować się drakońskimi dietami, 33-latka postanowiła zrobić ze swoich obfitych kształtów swój znak rozpoznawczy. Celebrytka niewiele sobie robi z zarzutów o "promowanie otyłości" i dalej najchętniej stawia na stylizacje, w których może odsłonić jak najwięcej ciała.
W piątek swoją premierę miał najnowszy kawałek Lizzo, który artystka nagrała w duecie z Cardi B. Piosenka Rumors zwiastuje jej długo oczekiwany album, który ma ukazać się na rynku jeszcze w tym roku. 33-latka postanowiła wypromować singiel w swoim stylu: gwiazda jeździła kabrioletem po Rodeo Drive i puszczała swoją piosenkę na cały regulator, co jakiś czas wychodząc do fanów i robiąc sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia.
Uwagę zwracała przede wszystkim oryginalna kreacja piosenkarki: Amerykanka miała na sobie sukienkę (bluzkę?) Lakersów, do której dobrała torebkę Fendi za 11 tysięcy złotych i czarne sneakersy. Celebrytka ewidentnie nie miała żadnego problemu z faktem, że kreacja ledwo zasłaniała jej bieliznę.
Szanujecie jej dystans do siebie?