Kamil Szymczak, influencer i uczestnik "Czas na Show. Drag Me Out", był jedną ze stron kolizji, która miała miejsce w sobotę, 30 marca na ul. Księcia Józefa na krakowskim Zwierzyńcu. Według ustaleń Onetu miało tam dojść do "dojeżdżania" się dwóch samochodów, z których jeden gwałtownie zahamował i wrzucił bieg wsteczny, doprowadzając do uszkodzenia obu pojazdów.
Mam wrażenie, że dziś o mało nie zginąłem. Właśnie składam zeznania na policji. Kierowca RS3 celowo we mnie wjechał. Na szczęście wszystko nagrałem. Wideo opublikuję wieczorem/jutro rano - relacjonował we wpisie na InstaStories Kamil Szymczak.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolizja drogowa Kamila Szymczaka
Na instagramowym profilu influencera można obejrzeć nagranie, na którym widać, jak kierowca sportowego samochodu blokuje mu drogę przejazdu. Mężczyzna w pewnym momencie wysiadł z auta i wyraźnie próbował zatrzymać Szymczaka, utrudniając mu swobodne poruszanie się po jezdni. Później wyprzedził influncera, zajechał mu drogę i zaczął gwałtownie cofać. Szymczak wszystko rejestrował telefonem. Jak twierdzi, drugim kierowcą miał być jego dotychczasowy menadżer, którego w nagraniu tytułuje "panem G".
Z ogromnym smutkiem muszę podzielić się z wami trudnymi wiadomościami dotyczącymi mojego dotychczasowego menadżera - zaczął. Niestety, osoba ta okazała się być niestabilna emocjonalnie i stanowiąca zagrożenie dla otoczenia, co doprowadziło do uszkodzenia mojego (i nie tylko) mienia. Warto zaznaczyć, że ten tzw. "wypadek" był w pełni zamierzony i celowy, a sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, unikając konfrontacji z konsekwencjami swojego czynu - relacjonował Szymczak.
Manager Szymczaka wydał oświadczenie
Wkrótce potem głos zabrał też "Pan G." czyli Grzegorz Grata. Mężczyzna opublikował na Instagramie swoją wersję wydarzeń. Jak poinformował, była to "próba zatrzymania", gdyż influencer wraz z innym mężczyzną miał rzekomo działać na szkodę wymienionej z nazwy spółki. Teraz Grata wydał dodatkowe oświadczenie dotyczące całej sprawy.
Oświadczam, że cała sytuacja na drodze w dn. 30.03 między mną a
Kamilem Szymczakiem, została zainicjowana przez niego, a video jest zmanipulowane i wybiórcze. Zostałem zaczepiony na drodze koło mojego domu przez K. Sz., poprzez zajeżdżanie mi drogi, wówczas podjąłem próbę zatrzymania go, w celu wyjaśnienia m.in. ciążących na nim zarzutów dotyczących działań na szkodę spółek. Szczegółów na razie nie mogę ujawniać, ze względu na toczące się postępowania - napisał na Instagramie.
Manager oskarża Szymczaka, że całe zdarzenie zostało sprowokowane w celu "zwiększenia zasięgów".
Potwierdza to przybycie na miejsce zdarzenia w kilka minut jego operatora oraz zgrywanie materiałów video, a także narracja, że zdarzenie zagrażało jego życiu, a to on sprowokował całą sytuację, a następnie przedstawił się jako jej ofiara. Kamil zna mnie doskonale i wie, jak wyprowadzić mnie z równowagi i przewidział moje emocjonalne zachowania widoczne na filmie. Współpracuję z Kamilem jako manager i wspólnik wiele lat, a sytuacja z ostatnich tygodni oraz waga ciążących na nim zarzutów dotyka mnie osobiście. W tym miejscu chciałem przeprosić za zaistniałą sytuację, a moje wyjaśnienia zostały złożone odpowiednim organom - napisał.
Redakcja Pudelka skontaktowała się z Kamilem Szymczakiem w sprawie zarzutów, które stawia mu jego menadżer, jednak jak dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi.